Poznajcie ją: oto świnka Sisi. Ex przyjaciółka mojej córki. Do przytulania, całowania, płakania i rzucania. Ot, pierwsza idolka w trzyletnim życiu mojej Dusi. A zaczęło się prozaicznie.
Świnkę dostałam ja od mojego M. jeszcze przed planowaniem potomstwa. Nie będę pisała dlaczego akurat JĄ dostałam, ale zapewne M. właśnie pod wąsem (którego mu brak) się uśmiecha. Moje dziecię, gdy tylko przemieszczać na czterech kończynach się zaczęło, świnkę dorwało i odtąd świnka „Sisi-ą” się stała.
Sisi pilnowała, żeby Dusia ładnie jadła, spała obok niej, wycierała łzy po upadku, towarzyszyła w zabawie w domu i na spacerach wózkowych. Generalnie jakakolwiek czynność rozpoczęta bez obecności Sisi kończyła się donośnym „SiiiiiSiiiiii…..” połączonym z nadprodukcją płynów przez gruczoły łzowe. Horror.
Pewnego pięknego dnia Babcia zabrała wnuczkę wraz z Sisi na spacer. Szły tak sobie szły, przecięły sześciopasmową drogę, gdy rozległ się opisany powyżej krzyk. Babcia patrzy na kolana Dusi: Sisi brak! Rozgląda się dookoła wózka: brak!! O matko! Chwila grozy, zimne poty i nagle tam w oddali, za tymi sześcioma pasami ruchliwej jezdni babcia dojrzała biedną, samotną, w kurzu ulicy uciaptaną Sisi. Szybkie zawracanie, bieg przez pasy z drącą się wniebogłosy Dusią i nagle ten widok: jakiś mężczyzna zaczyna się schylać po Sisi. „Stać!!!!” krzyczy Babcia. Pan, lekko zdziwiony zapewne, nie przestraszył się i zamiast do kieszeni podał Sisi biegnącej Babci. Uff, było blisko…
Po tamtych jakże traumatycznych przeżyciach Babcia rzekła: „Mam dość strachu o Sisi. Znajdź zapasową świnkę”. Mamoholiczce nie trzeba powtarzać dwa razy! Wizja usypiania mej Dusi bez świnki to czarna, długa, zimna i bezsenna noc z płaczącym dzieckiem na ramieniu. Bez szans na mój sen. Problem w zdobyciu nowej świnki polegał jednak na tym, że została ona zakupiona przez M. w sklepie Tchibo kilka lat wcześniej. Oznaczało to nic innego, jak „nie ma drugiej takiej”. No way. Jednak sprytna matka łatwo się nie poddaje i Internet przekopywać zaczęła. I znalazła: używaną na niemieckim ebay’u. Kilka dni rozmyślała, dumała czy to oby nie przesada, ale wtedy pojawiła się aukcja. Z czym? Z nową SISI!!!! Taką jeszcze puchatą, z metką, pachnącą nowością. To był znak.
Gość do PL nie wysyłał, zaangażowałam więc sztab ludzi, którzy przesyłkę w Niemczech przyjąć by ewentualnie mogli: kolegę z pracy, co to na wymianie studenckiej w Kolonii był, niewidzianą przez lata kuzynkę z mężem (Niemcem) a nawet ex chłopaka (Niemca) mojej koleżanki (no dobra, chłopaka kolegi), ale jednak Google translator cuda zdziałał i pan wysłać do Polski świnkę się zgodził. Za dopłatą.
To nic, że wartość nowej świnki z przesyłką przewyższyła wartość zakupu starej świnki trzykrotnie.
To nic, że nigdy więcej Sisi się nie zgubiła i dzielnie towarzyszyła Dusi przez kolejny rok.
To nic, że ta nowa nadal leży ukryta w szafie, podczas gdy stara została dawno zastąpiona nowymi idolami.
Spokój matki (i Babci) jest jednak BEZCENNY.
A czy Wasze dzieci mają swoich idoli ?
24 komentarze
Tak, świnka musi być druga w zapasie! Zaangażowanie mamusi tylko podziwiać i babcię na jezdni! A dla córeczki wszystko się zrobi ;) Coś wiem o tym;)
Natalka lubi największą, najcięższą nie zbyt uroczą lalkę jeszcze po swojej 11 letniej siostrze ;))
Ostatnio wszędzie ją taszczy!
Dziękuję ;)
Jak idziemy do lekarza to też Oldusia wybiera najbrzydszą, najbrudniejszą lalkę na towarzysza niedoli. Nie ma przebacz ;)
Zobaczyliśmy informacje o tej notce na Facebooku Blogi Mam – wiedzieliśmy, że coś ciekawego się pod nia kryje i się nie rozczarowaliśmy! Lekkie pióro i ciekawa historia.
Zapraszamy również na swój blog: http://beticco-baby.blogspot.com/
Dziękuję i pozdrawiam :)
ależ poświęcenie :)
nawet wolę sobie nie wyobrażać co by było jakby Adamskiego Elmo gdzieś wcięło :O no ale Elmo dostanę w razie co w PL
Dobra strategia! Dla Juniora powinnam więc wybrać dostępną i mega popularną maskotkę, niestety już dostał „ryzykowną” przytulankę, ale o tym innym razem. Może za to wybierze inną? Np. Sisi? ;)
U nas takich idoli na razie brak.
Ale wasze zaangażowanie podziwiam i chylę czoła:))
Dzięki dzięki :))
Może Twoja młodsza córeczka będzie miała swojego idola? :)
Historia swinkowa super. Moze Sisi wroci jeszcze do cory;)
U nas idol wciaz poszukiwany. Byl gumowy Buzz, bez ktorego nie ruszalismy sie z domu. A tak to standardowo autka. Na spacerze zbieramy tez troche ‚idoli’ – kamyki, szyszki, liscie… Tylko mama wszystko niesie;)
Życie pisze najlepsze historie :)
A biedne matki tylko dźwigają i dźwigają…
hehe faktycznie, ale jaja:) już dodaje do obserwowanych, żeby „historia” się nie powtórzyła (dodajemy, bo Was lubimy też przy okazji:)
Telepatia :)
My obserwujemy i lubimy już jakiś czas, więc bardzo nam miło, że z wzajemnością :)
Witam, nominowałam Cię do Liebster Blog Award.
O szczegółach możesz przeczytać na moim blogu – http://agata.skaruz.com/2013/10/liebster-blog-award/
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Wow! Dziękuję :))))
Jestem bardzo mile zaskoczona :))
Pozdrawiam!
Mój woli autka, więc jeszcze nie mam tego problemu :D
Poczekaj poczekaj ;)
no nieźle! a jakie poświęcenie:) czego to mama dla dziecka nie zrobi:)))
Oj tak ;)
Świetna historia, uśmiałam się szczerze;D
Ja za młodu miałam taką foczkę białą, z niebieską kokardą… skończyła na talerzu z jajecznicą, ale nawet to mnie nie zraziło – wyczyściłam ją i miałam ją jeszcze przez dłuuuugi czas. Ciekawe czy rodzice mieli zapasową?…
:)))))
Naszym rodzicom pewnie by to do głowy wtedy nawet nie przyszło ;)
Historia prawie jak z filmu! Podziwiam upór w sprowadzaniu bliźniaczej maskotki :)) A u nas takiego jednego idola brak, Martynka lubi prawie wszystkie pluszaki jakie ma i na zmianę z nimi śpi i je wyprowadza na spacer ;)
U nas teraz już też co tydzień nowy idol ;))
Sweet Sissi :-) nasz synek też ma dwa osiołki identyczne, jak jeden wędruje do prania, drugi jest do przytulania :-) pozdrawiam
Uff! Już myślałam, że ja jedna taka szalona ;) zdrowie osiołka!