To było 7 lat temu. Byliśmy młodzi, zakochani, piękni i jędrni (teraz w sumie nadal jesteśmy!). Poznaliśmy się zaledwie kilka miesięcy wcześniej a już podjęliśmy tak ważną, życiową decyzję. Adopcja rodzeństwa. Kociego.
Wiedzieliśmy, że nie można ich rozdzielić – są jak bliźnięta dwujajowe. Dużo wówczas pracowaliśmy, więc uznaliśmy zresztą, iż jednemu kotu będzie smutno samemu w domu. Mieliśmy już co prawda jedno dziecko – Razunię, piękną, mądrą i niezwykle łagodną rottweilerkę, której zresztą też chcieliśmy w ten sposób umilić oczekiwanie na nasz powrót z pracy, ale wiadomo – kot z kotem lepiej się dogada. Finalnie koty jej dokuczały zamiast dotrzymywać towarzystwa i zdecydowanie rządziły w naszym domu.
Ona i On. Córka i syn rodowodowych rodziców – ojca rasy Main Coon i matki rasy Norweski leśny, które z kolei teoretycznie potomstwa mieć juz nie mogły (sic!) i taką niespodziankę pewnego dnia zrobiły. To były Nasze dzieci. Rozpieszczane, wygłaskane. Mruczące, witające nas po powrocie do domu niczym psy pod drzwiami. Reagujące na wołanie, śpiące na moim brzuchu na początku pierwszej ciąży.
Przy okazji: NIE MA WIĘKSZEJ BZDURY niż straszenie możliwością złapania toksoplazmozy od kota – duże szanse byłyby wówczas, gdyby dany kot faktycznie był nosicielem toxo i przy okazji polizałabyś go pod ogonem. Ale raczej rzadko się tak robi, czyż nie? Dla własnego komfortu wystarczy oddać zaszczyt czyszczenia kuwety w trakcie ciąży innemu domownikowi.
ON
ONA
On wygląda jak jego ojciec (main coon), a ona jak jej matka (norweski). Każde ma swoje zwyczaje, ulubione miejsca. Każde jest inne. Czasem się pobiją, pogonią, czasem wyliżą sobie łebki i pójdą przytulone razem spać. Zupełnie jak ja i M.!
Gdy w domu pojawiły się nasze prawdziwe dzieci – małe człowieki, koty zeszły na drugi plan. Teraz naturalnie nasza uwaga i miłość jest skoncentrowana na Oldusi i Juniorze. Wcześniej odeszła też Raza… Ale Ona i On nadal mają siebie! Jakaż to była ważna decyzja, że wzięliśmy obydwoje! Nadal są oczywiście głaskane (choć mniej) i rozpieszczane (choć rzadziej). W świetnym stylu doskonalą umiejętność schodzenia z drogi dzieciom, a my pilnujemy, by nie działa się im krzywda i żeby były szczęśliwe. Zresztą fajne mają życie…
Ot, nasze pierwsze wspólne dzieci. Adoptowane.
NIE KUPUJCIE zwierząt „rodowodowych”, ale bez rodowodu, bo „ostatni z miotu”, „trzeba będzie wystawiać” i inne bzdury. Przepłacacie wówczas za mieszańca, kundelka i dajecie zarobić zazwyczaj pseudo hodowli, nastawionej tylko na zysk, gdzie zwierzę często jest na szarym końcu. Lepiej przygarnąć pupila ze schroniska lub, jeżeli zależy wam na konkretnej rasie, zapłacić więcej i kupić takie z rodowodem z prawdziwej hodowli. Rodowód to gwarancja nie tylko wyglądu, ale także cech charakteru i predyspozycji danej rasy. Nasze koty adoptowaliśmy bezpłatnie, a koci rodzice, zaraz po wpadce, zostali ponownie poddani odpowiednim zabiegom antyrozrodczym ;)
A TERAZ UWAGA !!!
Ona i On, bo tak się nazywają nasze koty, zadebiutowały ostatnio na mamoholiczkowym Instagramie, do którego obserwowania Was gorąco zapraszam o TUTAJ
25 komentarzy
toś mnie oświeciła z tą toksoplazmozą, bo ja w ciąży to szłam łukiem na 10km, chociażby na działce nie ma mowy, żeby jeden gdzieś tam się nie przewinął, no ale lepiej dmuchać na zimne, Ona i On podbiją internety!
Biedne koty chciały się przytulić, a Ty uciekałaś niedobra ;)
Fajne kociaki, ale … ta moja alergia.
Biedna. My na szczęście akurat na koty alergii nie mamy.
Ale fajne :P Ja kociarą nie jestem, bardziej psiarą, ale muszę przyznać, że ciekawe stworzenia :P
I, że się tak dały – z tymi okularami… :P
http://www.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Dać się nie dały – nie miały wyjścia!
A tak na serio to cierpliwe są i dzielnie znoszą nieinwazyjne zabawy dzieci – szczególnie Ona.
Ojeju ile razy ja słyszałam o tych kotach w ciąży. Ludzie nie zdają sobie sprawy ze to trzeba mieć styczność z odchodami kota a nie kotem :/
Dokładnie. A ile lasek oddaje/wyrzuca koty, gdy tylko dwie kreski na teście zobaczą? Masakra.
Zgadzam się w100% z tym co napisałaś.
Nasz Dubaj odkąd nie ma Croppy siedzi w miejscu,w którym zwykle leżała ona i patrzy gdzieś w dal jakby wciąż czekał ze wróci.
Serce się kraja.
Twoi przyjaciele piękni.
Pamiętam, jak pięknie i smutno pisałaś o rozstaniu z Nią. Nie wiem, jak to u nas będzie wyglądało. Ciężko jest mi sobie to wyobrazić.
Cudowne te Wasze kocie dzieci:))))
Dziękujemy :)
Masz dobre serduszko.
Koty są fantastyczne!
U nas jak kot się pojawił, kiedy Natalkę urodziłam, wszyscy w rodzinie i znajomi stukali mi w czubek głowy, mówiąc, że będzie miała alergię, astmę i takie tam głupoty . Boże !!!
Ludzie wszystko wiedzą najlepiej. A Wasza Fiona jest super :))))
Ale bym się poprzytulała :)
Czasem mam ochotę je wypożyczyć, więc możemy się kiedyś zgrać :P
Słodziaki! Marzył mi się kot w domu od bardzo bardzo dawna. Ale ciągle mamy psy ;)
Nigdy nie jest za późno :P
piękne masz te koty :)
Dziękuję :)
Cudne kociaki, już podziwiałam na instagramie! :) Gdybym miała mieć kota to tylko main coona, to koty przecudnej urody.
O tak. Na dodatek to taki psie koty są :)
OMG jakie one są CUDOWNE! :D Nic tak mnie nie rozczula jak zwierzaki:D Sama w domu posiadam 2 dachowce i mierzi mnie strasznie jak słyszę bulwers „Małe dziecko i dwa koty? W jednym domu? Nie boisz się?”. Osobiście przeszłam tokso nawet nie wiem kiedy, po prostu wykazały to badania na samym początku mojej ciąży. Biorąc pod uwagę, że koty towarzyszą mi praktycznie od urodzenia nie ma w tym nic dziwnego. Bardzo drażni mnie to całe psioczenie na koty zwłaszcza w kontekście kobiet ciężarnych oraz to że rzekomo nie przywiązują się do ludzi, koty w sensie. Błąd.
Kiedy zostawiliśmy Kluska u teścia, w domu w którym tenże Klusek mieszkał przez 3 lata, Klusek przestał jeść, pić i wydalać. Zaczął kiedy wróciliśmy.Dobrze że nie było nas tylko 2 dni.
Drugi kot, Bubek, przygarnięty z ulicy w wieku ok. roku. Przetrącona szczęka krzywo zrośnięta, zrost pourazowy na krtani, złamany ogon, również krzywo zrośnięty i problemy ze wzrokiem. Zdziczały, niedający się dotknąć, z resztą po takim czymś co go spotkało nic dziwnego – btw nie wiemy co go spotkało, ale zapewne przyczynili się do tego ludzie, bo na widok ludzkich dłoni chował się pod łóżko… Pierwsze głaskanko zaliczyliśmy po 5(!) miesiącach jego bycia u nas. Było warto, bo chociaż jest z niego straszny upierdliwiec, to jest to najbardziej wdzięczny upierdliwiec jakiego znam i chociaż nadal ma ataki paniki nie oddałabym go za nic:)
Teraz kiedy jest Zosia tak jak u Ciebie, Klusek i Bubek są rozpieszczani rzadziej, ale są kochani, przytulaśni, a wszystkie stereotypy wpakowałam między bajki!
Sorrki, że tak się rozpisałam, ale jest to temat bardzo mi bliki:)
Wiem, że bliski i fajnie było wreszcie przeczytać ich historię :)
Ooo. Teraz zobaczyłam, że zdjęcie zmieniłaś :)
Koty cudne!!! A o kotach i ciąży to już się nasłuchałam tyle, że można książke napisać.
A koty i małe dziecko? Najwięcej w tym temacie mają do powiedzenia najczęściej Ci, co kota nawet chwile u siebie nie mieli.