Ma 28 lat. Trochę mniej niż ja. Urodziła swe pierwsze dziecko, zdrowe i najpiękniejsze. Kilka miesięcy później miała rutynową cytologię. Robiła ją raz na rok – II grupa była standardem. Jednak nie tym razem.
Telefon od lekarza był zaskoczeniem, bo przecież nigdy nie dzwonił. Padły takie słowa jak „nieprawidłowy wynik”, „podejrzenie raka szyjki macicy”, „dalsza diagnostyka” i „pilne”. III grupa. Więcej nie zapamiętała. Na szczęście udało się szybko umówić wizytę.
Zadawała mnóstwo pytań, ale termin „wirus HPV” znowu uniemożliwił zrozumienie wyjaśnień lekarza. Przysłonił wszystko. Ale co jeżeli potwierdzi się, że to już rak? „Pani się nie martwi na zapas, zresztą jest Pani silna i młoda i ma Pani dla kogo żyć„. Słowa te zamiast pocieszyć podkreśliły tylko nieprzewidywalność sytuacji. I kruchość ludzkiego bytu.
Dostała skierowanie na kolposkopię. Mimo groźnej nazwy wyglądało to jak zwykłe badanie ginekologiczne. Ot, dłużej leżała w tej idiotycznej pozycji z rozłożonymi nogami, a lekarz używał mikroskopu. Nadal odpowiedź nie była jednoznaczna. Czekał ją więc kolejny etap – biopsja.
Dżizas! Biopsja? Przecież ja mam dopiero 28 lat! I małe dziecko! Jak to możliwe, że sprawy zaszły tak daleko?! Jestem młoda i silna i mam dla kogo żyć! Dbam o siebie, badam się regularnie, nie śpię z kim popadnie. Jestem matką. I córką. I żoną i przyjaciółką. Kocham i jestem kochana.
Na skierowaniu napisano, że na CITO, więc termin biopsji szybko nadszedł. Przyjęcie na oddział szpitala, pogawędki z sąsiadką z pokoju… A potem narkoza. Ogólna. Niby to tylko kwadrans nieświadomości, a jednak.
Czy tak samo wygląda śmierć? Po prostu ktoś wyciąga wtyczkę z kontaktu? On/off?
Obudziła się znowu w szpitalnym pokoju. Sąsiadka też już była po, chociaż miała zupełnie inny zabieg. Trochę drzemała, trochę czytała książkę, by po kilku godzinach wreszcie móc wyjść do domu.
***
Teraz trzy tygodnie oczekiwania. Czy znowu zadzwoni lekarz czy też wynik będzie sobie grzecznie leżał w szufladce w przychodni na odbiór? Nie wie nikt… Jest dobrej myśli. Bo jest młoda i silna i ma dla kogo żyć.
Ma długie, kręcone włosy blond. Albo krótkie czarne. Całkiem proste?
Jest wysoka. A nie… niska.
Chuda? Krępa? W sam raz.
To ja? To ona. Ale to możesz być Ty.
Badajmy się! Bo mamy dla kogo żyć.
Ta historia dzieje się obok. Blisko mnie. Trzymajcie kciuki!
źródło zdjęcia tytułowego: TU
21 komentarzy
Trzymam kciuki i wierzę, że będzie dobrze.
Ja co roku cytologia, co roku usg piersi. Co pół roku gin. Oprócz tego, co rok lub dwa lata kontrola pieprzyków. A mam ich całkiem sporo – taka już moja natura…
http://www.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Mam ciarki…może dlatego, że obok mnie własnie 3 kobiety walczą o własne życie:/
Trzymam kciuki z całych sił, oby się udało!
Dzisiaj zapisałam się do ginekologa, mam nadzieję, że uda mi się badać systematycznie…
Pięknie napisane i daje do myślenia!
Straszne. Trzymam kciuki.
Ogromne kciuki trzymam . Kurczę ja sama troszkę zaniedbuję siebie . Czas to chyba zmienić .. ehh . życie jest przecież takie kruche …
Trzymam kciuki! Mam nadzieję że to będzie tylko zły sen.
trzymam kciuki. Musi być dobrze. Ja się badam regularnie, co rok robię cytologię, ale za każdym razem gdy oczekuję na wynik czuję lekki niepokój.
Ja również trzymam kciuki i wierzę, że będzie OK. Że będzie zdrowa!
Ja też znam podobną historię praktycznie zza ściany. Nie skończyła się happy endem niestety :( Drżę przed każdą cytologią chociaż badam się często ale od kiedy jestem matką mam takie poczucie, że jeszcze bardziej powinnam się do tego przyłożyć. To już nie jest robienie czegoś w trosce o siebie, to jest już mój obowiązek wobec mojego dziecka.
Hmmm…wstrzymam publikacje podobnego tematu…tylko ze dot mnie…takie rzeczy potrafia wiele uświadomić…. Mamy ktore sa czytane przez inne mamy powinny o tym pisać…bo czasem nie mamy czasu o siebie zadbac… Trzymam kciuki!!!!
ojej, trzymam mocno kciuki żeby wszystko było dobrze !!!!
Muszę się umówić na wizytę, dawno nie byłam. Dięki za ten post.
I trzymam mocno kciuki!
Trzymam mocno kciuki!
Aż mną wstrząsnęło w środku ….
Trzymam kciuki.
Choroby potrafią nas zaskoczyć. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze…
Ja kiedyś skusiłam się na wzięcie udziału w badaniach, w jednym z naszych stolecznych szpitali. To byla akcja u nas w pracy. Wszystkie dziewczyny mialy tragiczne wyniki. Ja dostalam skierowanie do szpitala. Od lekarza uslyszalam, ze prawdopodobnie nigdy nie zajde w ciaze, a jesli juz to jej nie donosze.
Ucieklam szybciej, niz tam przyszlam. Kolezanka zaprowadzila mnie do swojej pani doktor. Zadna z diagnoz postawionych w szpitalu nie potwierdzila sie. To samo wyszlo u mojego ginekologa.
Jestem, jak najbardziej za dbaniem o siebie i swoje zdrowie, badaniem sie. Ale zrazilam sie mocno do takich ‚akcji’.
Najlepiej miec swojego jednego zaufanego ginekologa i odwiedzac go regularnie.
musi być dobrze!trzymam kciuki
badania są ważne, dlatego takie badanie jest u mnie co roku wpisane w kalendarz
pozdrawiam
Dziękuję wszystkim za słowa otuchy – przekazane komu trzeba!
Niech moc będzie z Wami :*
Badajmy się i nie żałujmy pieniędzy na dobrych lekarzy. Moja sytuacja rok temu przewrocila moj swiat do góry nogami. Wynik cytologi nieprawidlowy nikt nie dzwonil tylko czekal az przyjde po wynik do ośrodka zdrowia a, ze pani doktor jest tylko pare godzin rano a ja w tym czasie bylam w pracy badania odebralam chyba 2 tyg po czasie. Pani doktor powiedziala, ze prawdopodobnie wirus hpv i, ze jeśli chce cos zrobić to moge prywatnie do niej przyjść a jesli nie to za pól roku na cytologie. Wrocilam do domu i zaczęłam czytac o hpv znalazlam tez dobrego lekarza o na szczęście wykluczył wirus, okazało sie ze jest to dysplazja na szczęście stopien najniższy. Dysplazja czyli stan przed rakowy i nie ważne jaki to stan i ze nie wytna mi kobiecych narzadow to i tak bylo wstrząsające przeżycie szczególnie, ze mam 22 lata. Powodzenia !