Kiedyś dzieciństwo to była jednak beztroska. Po szkole szło się na podwórko i wisiało na trzepaku głową w dół. Do lekcji siadało się tuż przed kolacją i zazwyczaj kończyło się, gdy mama lub tata wołali, że to już. Tata czasem przepytał przed sprawdzianem z historii, mama czytała wypracowania, poprawiała stylistykę i wyłapywała każdy brakujący przecinek. Nie musieli siedzieć z nami godzinami nad każdym przedmiotem, nie wozili nas na milion zajęć pozaszkolnych, a mimo to wyrośli z nas wartościowi ludzie. Teraz funduje się dzieciakom wyścig szczurów od przedszkola. Bo każdy chce mieć utalentowane dziecko. Tylko czy na pewno dobrze rozumiemy to pojęcie?
W poniedziałek po szkole język japoński, we wtorek pianino, w środę szachy, w czwartek balet, w piątek kółko matematyczne a w weekend odpoczynek? Nieeeee. Wtedy lekcje tenisa, śpiewu, zajęcia z robotyki i czytanie lektur szkolnych. Co wieczór ten sam rytuał – siadamy i odrabiamy lekcje. Przez 2h. Przecież nie może być 3-ki, lepiej jak mama odrobi za dziecko i będzie 5-tka. Z drugiej strony chcemy, żeby nasze dziecko się rozwijało, czyli w naszym rozumieniu musi poznać wszystko, co możliwe, bo tylko wszechstronność gwarantuje sukces w dzisiejszym świecie.
Nie ma miejsca na słabości, bo za podium nie ma nagród. Nie liczy się udział a medal. Profilowane przedszkola, zajęcia dodatkowe. Zresztą sami siedzimy w robocie do 18-tej, więc co ten dzieciak ma wtedy robić – marnować czas? Lepiej, żeby w tym czasie malował witraże na zajęciach z kółka plastycznego. Dziecko nie zna nudy. Ale za to operuje czasem Present Perfect w języku agnielskim mając lat 6. I jest czym się pochwalić podczas gry w squash’a albo speedmintona.
Osobiście czuję ogromny wewnętrzny sprzeciw wobec takiego podejścia. Mam wrażenie, że im większe ktoś ma kompleksy, tym bardziej chce je leczyć kosztem własnego dziecka. Niespełnione ambicje rodzica… A cierpi na tym dziecko. Przecież ono ma mieć czas na gry i zabawy. Na nudę. Bo jest dzieckiem, nie maszyną. Pozwólmy mu więc tym dzieckiem jak najdłużej być.
Jakiś czas temu miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach organizowanych przez HP pt. „Jak wychować utalentowane dziecko”, które poprowadziła pedagog-terapeutka, Pani Ewa Nowak. Spotkanie miało miejsce w niezwykle kreatywnym miejscu – Formy Kolory.
To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci z warsztatów to, że z kogoś przeciętnego nie zrobimy geniusza. Żeby nie wiem co. Żeby nie wiadomo ile zajęć, treningów, ćwiczeń. Mało tego – jeżeli odkryjemy, że nasze dziecko ma talent muzyczny, plastyczny czy inny, to powinniśmy się skupić na rozwijaniu tylko tego talentu. I przygotować dziecko na ponoszenie porażek w innych obszarach. Bo nie można być dobrym ze wszystkiego.
Obserwujmy więc, wspierajmy, uczmy pokonywać trudności.
Kochajmy. Ale nic na siłę.
Taka myśl na dziś, na życie.
14 komentarzy
Ojj rodzice naprawdę przesadzają… moim zdaniem to nie tylko spełnianie swoich marzeń ale też brak umiejętności odkrywania w swoim dziecku wrodzonego talentu. a to może wynikać tez z braku czasu na obserwacje dziecka.
Dobrze, że nie przesadzam, a mam naprawdę utalentowanego i mądrego syna. Do tej pory nie chodził na zajęcia dodatkowe, może w tym roku zapiszę go do kółka teatralnego, jak sam będzie chciał.
Zgadzam się. My mamy przykład u szwagra. Córka 5 lat, od września podstawówka tylko prywatna, od roku uczęszcza dwa razy w tygodniu na angielski i hiszpański, do tego jakieś centrum rozwijania kreatywności, basen i taekwondo. A czytanie i pisanie opanowane prawie do perfekcji. Gdzie Ci rodzice mają oczy??? No ale trzeba mieć się czym chwalić niestety…
Ja mam jedną zasadę, podążać kiedyś przyjdzie czas że będzie coś trzeba zrobić i już ale póki jest mały po co robić coś czego dziecko nie chce. Podsuwać pomysły, zaciekawiać światem ot co :)
Zgadzam się najbardziej jak można. A potem takie dziecko albo uważa że jest najlepsze na świecie albo jest głęboko zakompleksione bo nie ma bata, by mogło być świetne we wszystkim. Gdy ktoś mi opowiada o angielskim dla dwulatków i chwaleniu się czego to dziecko nie umie już powiedzieć, to ja się pytam: „po co?”. Gdy słyszę, ze po szkole, tańcach i basenie dziewięciolatka od ósmej do jedenastej wieczór przez trzy godziny po całym dniu jeszcze odrabia lekcje to mnie szlag trafia, bo pamiętam, że ja o dziewiątej miałam być już w łóżku i przynajmniej się wysypiałam. To, że starzy wpadają w pracoholizm nie może być przyczyną wpędzania w niego od małego.
Masz racje. Nie można przesadzać. I co najważniejsze, nie można leczyć swoich niespełnionych pasji, marzeń czy planów kosztem własnego dziecka.
Ja zobaczyłam ulotke przedszkola o profilu matematycznym i mi ręce opadły. Po co to?!
Nie wiem, czy to leczenie kompleksów rodziców, czy robienie tego, czego sami nie mogli, czy po prostu zapychanie czasu, którego samemu z dzieckiem się nie spędzi?
Ale mnie już chyba powoli mniej rzeczy zaczyna dziwić.
Niektórym rodzicom naprawdę brakuje dystansu przede wszystkim do siebie i dlatego jest popyt na różne dziwne twory typu „hiszpański dla dwulatków”. Ja na szczęście mieszkam na wsi i takie nowinki tu nie dotarły ale jak dotrą to będę walczyła jak lew żeby się nie poddać tej „modzie”, bo w gruncie rzeczy uważam, że my sami tworzymy ten wyścig ulegając takim właśnie pokusom leczenia swoich kompleksów kosztem dzieci. Smutne
Najlepsze były psy rysowane lewą ręką :D
To prawda nic na siłę.
Dziecko samo zasygnalizuje jakie chce zajęcia dodatkowe, mam prawie 12 latkęw domu więc wiem jak to wygląda. Chciała sama chodzić na tańce – chodziła, po roku je olała, potem basen po koleżanka chodziła i ją namawiała, wiec ja zapisałam – korzyści tylko z tego takie , że fajnie teraz pływa, ale jej się już na basen nie chce chodzi, więc nie chodzi. został śpiew, kocha muzykę i gre na gitarze, z przyjemnością chodzi już 4 rok na zajęcia. Pana uwielbia, ma swój zespól – w koncu odnalazła siebie, swoją pasję. Ale żeby się o tym dowiedzieć musiała przejść przez różnorodne zajęcia, które sama sobie wybierała, a potem sama decydowała – ze to nie to ;) Więc czasem jest to potrzebne, ale chyba w wieku, kiedy już nasze dizecko samo może zdecydować.
A jak ktoś ma wszechstronnie utalentowane dziecko, to co? Nie, nie żartuję, serio pytam. Z ogólnym założeniem postu się zgadzam. Nie lubię przemęczania dzieci, nie jestem za walką o efekty, ale… Moja córka wydaje się mieć talent w trzech dziedzinach. Rozwijamy niestety/stety tylko jedną, ale ciągle mam dylemat, czy tą którą powinnam.
Na warsztatach psycholog położyła nacisk na to, że nie można być geniuszem z kilku dziedzin i stąd zasada leja, że skupiamy się tylko
na rozwijaniu jednego talentu dziecka. Olewamy wówczas wszystko inne. Nawet język polski i matmę (chyba, że mamy wybitnego matematyka ;). Zresztą jeśli chcesz, to podam Ci fachowe tytuły – jak tylko wrócę z wakacji to spiszę je z materiałów z warsztatów :)
Polecane tytuły to:
Geoff Lewis „Jak wychować utalentowane dziecko”
David Lewis „Jak wychować zdolne dziecko”
Barbara Lipnica „Kształtowanie zdolności i talentu dziecka, wspierająca funkcja rodziców”
Ja uważam, że nie ma nic złego we wczesnym zidentyfikowaniu zdolności naszych dzieci i pracy nad nimi nawet w pierwszych latach życia dziecka. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Ja skorzystałam z …, żeby dowiedzieć się nad jakimi obszarami i przede wszystkim w jaki sposób wspierać talent matematyczny mojego pięciolatka :)