Byliśmy razem cały dzień i całą noc. Odkąd pamiętam – Ty i ja. Zawsze. Połączeni niewidzialną pępowiną. Mówią, że to tylko rok był, a dla mnie to całe życie przecież. Teraz znikasz rano i wracasz tak późno. Zostawiasz mnie, a mi tak strasznie Ciebie wciąż brak. Ja chcę do Ciebie, Mamo!
Byłaś zawsze przy mnie. Nawet jak znikałaś to wiedziałem, że to przecież tylko na chwilę. Że zawołam, a Ty się pojawisz. Od razu. Dotkniesz, pogłaszczesz, pocałujesz i rozweselisz mój świat. Teraz wołam i wołam, a przychodzi ktoś inny, a ja chcę do Ciebie, Mamo.
Rano się krzątasz, nagle robisz papa i znikasz. Mówią, że poszłaś do pracy i zaraz wrócisz, ale nie ma Cię tak długo! A ja biegam po domu, szukam Cię po kątach, że może jednak już przyszłaś i gdzieś się schowałaś i za moment zrobisz mi „a kuku”, ale Ciebie nie ma. A ja chcę do Ciebie, Mamo!
I wracasz w końcu. Zmęczona, rozdrażniona, choć z uśmiechem na ustach. I wreszcie mogę się w Ciebie wtulić i zapach Twej skóry kojący poczuć znów. A niewidzialna pępowina zatętni mocno i rozjaśni mi mrok. Bo wieczór już, a ja tak chciałem do Ciebie, Mamo…
Mamo, nie rób nic innego, tylko zajmij się mną.
Mamo, nie jedz, nie pij, nie rozmawiaj z nimi tylko mnie tul. Odłóż telefon i bądź tylko moja.
Mamo, ja nie chcę jeszcze iść spać, bo za krótki był ten czas. Nie zdążyłem się Tobą nacieszyć!
Tak mi Ciebie brak…
Czy Ty w ogóle wiesz, ile tracisz?! Tak, słyszałem, że niby w najważniejszym okresie mojego życia byłaś blisko, a teraz chciałaś pójść do ludzi i się rozwijać i w ogóle, więc sobie poszłaś. No ale ja właśnie TERAZ Cię potrzebuję. Świadomie, jak nigdy dotąd. Nie wieczorem, nie w weekend. TERAZ! Nie widzisz, jak zaczynam sam jeść łyżeczką, jak sam wchodzę na kanapę i wciskam guzik w windzie. Nie widzisz, bo Cię nie ma! Znowu mnie dziś zostawiłaś, a migawki mego dnia oglądałaś w otrzymanych MMS-ach…
Więc dziś w nocy znowu Cię obudzę mym płaczem. Tak, jak kiedyś. Nie raz i nie dwa.
Tylko po to, by poczuć ciepło Twych rąk i usłyszeć kołysanki szept.
Tylko po to, by sprawdzić, że jesteś.
Po to, by ten sen, że Cię nie ma, okazał się być tylko złym snem.
Aż do kolejnego poranka, gdy zadzwoni budzik Twój.
A ja znowu będę chciał do Ciebie, Mamo.
Źródło zdjęcia tytułowego: TU
42 komentarze
No i sie poryczalam………..
Ciezkie czasmai jest to zycie matek… potrafimy narzekac na nieprzespane nocki, na zmeczenie, a tak naprawde to ten bol pierwszych rozstan najbardziej boli.
Trzymajcie sie dzielnie!
Z kazdym dniem bedziej lzej……..
No i ja się poryczałam, bo czeka mnie to w styczniu… ;(
A ja jeszcze jestem w ciazy, a tez sie poryczalam ;)
Nie chcę wracac do pracy!!!!!!
No i poryczałam się, mimo, że dzieciaki już duże i dają sobie rady i w przedszkolu i w szkole. Super napisane!
Smutne to :( Ale i mnie to czeka…
Niestety taka jest rzeczywistość większości mam i maluchów na świecie. I chociaż różni spece trąbią na prawo i lewo o tych najważniejszych dla dziecka pierwszych latach, to czy ktokolwiek robi coś by nam umożliwić (finansowo) pobyt z dzieckiem w domu? Niestety nie:( Dziewczyny, uszy do góry i mimo wyrzutów sumienia, starajmy się znaleźć coś pozytywnego w tej rozłące. Nasza praca zawodowa to też poświęcenie. Poza tym, nie ilość ale jakość czasu spędzonego z dzieckiem się liczy. Co z tego, że mama jest w domu cały dzień, jeśli ciągle jest zajęta obowiązkami domowymi, a dziecko dla świętego spokoju ogląda bajki w TV lub gra na komputerze? Może z tej strony warto spojrzeć na ten problem? Pozdrawiam wszystkie pracujące mamy:)
Racja. Jakość się liczy ! Amen
Tak! I tak do tego trzeba podejść! Nie czas, a jakość! Ale przy artykule też się wzruszyłam, bo niedługo mnie to czeka buuuuuuuuu
Adekwatny tekst do mojego obecnego stanu i wizji rozłąki:(
Tak do kawy.
Teraz muszę zjeść pączka na osłodę.
Smuteczek :(
Ale mój chyba nie tęskni, bo się w nocy nie budzi :P
I ja uroniłam łzę ;( Nie potrafiłabym tego przeżywać, wiem że gdybym była zmuszona szybko wrócić do pracy, byłoby mi okrutnie ciężko..
Poryczałam się..to tak strasznie smutne. :(
Ja nie pracuję, w domu jestem z moimi dziećmi,ale pamiętam te chwile gdy pracowalam, córa się tak we mnie wtulala jakby nie było mnie kilka miesięcy. Codziennie.
Teraz ma 6 lat więc rozumie wiele,ale teraz ma 14 mc siostrę i jej siostra tego by nie zrozumiała. Nasze dzieci nas po prostu potrzebują.
Pięknie napisane ..
Czasem przychodzi moment że trzeba się rozstać z dzieckiem .. ja sie tego momentu strasznie boje i odkładam go w czasie ile sie da . Trzymajcie się ciepło :*
Bardzo smutny tekst, ale też bardzo piękny i niestety prawdziwy…;(
Niestety, dzieci cierpią jak następuje czas rozstań… :(
Matko, strasznie stronniczy ten tekst, jeszcze to zdanie „a teraz chciałaś pójść do ludzi i się rozwijać”. A kto nie ma potrzeby wyjść do ludzi? Lepsza matka siedząca tylko non stop w domu z dzieckiem, i sfrustrowana ostatecznie monotonią i tym, że nic innego nie robi, tylko ciągle siedzi w pieluchach? Tekst brzmi jakby matka miala siedziec w domu z dzieckiem. Dziecko ma rowniez ojca, i babcie. Każdy człowiek zasługuje na wyjscie do ludzi, również matka, a może właśnie przede wszytskim matka!
PS> zeby nie bylo, ja rowniez siedze w domu z dzieckiem juz 20 miesięcy.
PS 2: OI jeszcze na koncu ta grozba, ze dziecko bedzie sie w nocy budzilo, haha. Akurat moj syn ma mnie na wyciagniecie reki non stop caly dzien i cala noc, ja nawey sama nie moge sie wykapac, czy zrobic siku a i tak sie budzi.
Nie podoba mi sie ten tekst, jest bardzo nie w duchu RB.
Gdzie w tym tekscie jest miejsce na potrzeby matki? …
No tak, najlepiej zeby matka byla cyborgiem
Magda.
Widać, że jesteś tu pierwszy raz, więc odsyłam do starszych tekstów. Albo może lepiej nie? Więcej tam normalnej, spełnionej kobiety niż umęczonej matki Polki. Nie chcę się narazić.
w końcu normalna kobiecina!
dziecko rośnie, to normalne że z kolejnymi miesiącami w końcu trzeba pomyśleć o sobie, nie można chuchać i dmuchać na nie na każdym kroku, rozłąka jest normalną sprawą. Gdy posiedzimy w domu 2, 5, 10 lat to potem co najwyżej zrobimy karierę w stoisku z wędlinami. a drugiej strony, gdy dziecko zacznie rozumieć że mamy nie, wykorzystuje chwile gdy jest, do oporu. Przynajmniej u mnie tak było, na początku ciężko, serce bolało gdy chore z nianką leżało w domu, a potem stało się to wszystko naturalne, do niani mówi niania, do mamy- mama, a 15 sierpnia zapytał mnie dlaczego nie poszłam do pracy;p oboje z mężem pracujemy, spełniamy się zawodowo i mamy kochającego nas synka, cieszę się że dajemy mu taki przykład!
Piszecie tak, jakby będąc w domu z dzieckiem nie można było się rozwijać – a właśnie wtedy jest na to czas. Można dokształcić się w kwestii rb ;-), nauczyć kreatywności (zabawy z dzieckiem, nowe potrawy itp.), można nauczyć się rękodzieła, założyć własną firmę.
Ba! bycie mamą jest najlepszą formą rozwoju – zwłaszcza emocjonalnego. Bo o gigantycznych, nie do wycenienia na żadne pieniądze korzyściach dla dziecka wspominać chyba nie trzeba :)
No i sie poplakalam…ja jestem w domu,ale bardzo mi zal mam i dzieci tych ktore po prostu musza isc do pracy zeby miec z czego,zyc :(
A ja nie mam dziecka, a też się rozpłakałam!
Piękny, wzruszający tekst.
A po jego przeczytaniu jeszcze bardziej doceniam że ten rok macierzyńskiego dopiero się zaczął i że dzięki niemu jestem w domu nie tylko z młodszym ale i ze starszym synkiem.
I chociaż czasem mega zmęczona to jednak bardzo szczęśliwa ;-)
Tekst koszmarny, przekłamany. Mama czasami musi iść do pracy, podobnie jak do pracy ma prawo chcieć iść i wcale dziecko nie krzyczy i nie cierpi – ma też drugiego rodzica i dziadków…
Post bardzo krzywdzący, jakby autorka chciała wzbudzić poczucie winy w każdej pracującej matce. A w opisie bloga pisze jednak, że bez stronniczych wypowiedzi… Coś się tu minęło z celem.
Obrzydliwy wpis, więcej nie zajrzę.
Bez stronniczych wypowiedzi?? Eee… Pierwsze słyszę. Mój blog to subiektywne spojrzenie na mój świat! Więc szerokiej drogi życzę.
A ja z zupełnie innej beczki. Dopiero co
zmarła moja mama i żaden płacz jej nie przywoła a ja oddała bym wszystko za jej pomocną dłoń i ciepłe słowo ; ( Wiem, że nie o tym był ten tekst ale poczułam się jak to zostawione dziecko.
Mocno Cię ściskam :*
Ech, ja wolę myśleć, że chyba nie jest tak źle. Wolę myśleć, że dzieć choć odrobinę rozumie, że mama idzie do pracy, ale wróci, bo wraca. I weekendy też są fajne – w końcu dwa i pół dnia razem. Nie ma co tego nie doceniać. Smutny ten tekst wywołujący wyrzuty sumienia. Może jednak głowa do góry?
Głowa w górze cały czas! Ot, chwila zadumy i taki efekt.
Ciesze się,że mogę być z dziećmi 24h i okropnie zal mi mam,które musza wróci do pracy.
Niektóre wracają bo chcą i jest im z tym dobrze, dzieciom też, więc nie trzeba tak wszystkich szkodować ;)
I dlatego właśnie dziękuję Bogu bo dla mnie to, że zajmuję się dziećmi i domem to błogosławieństwo.
Tak to już jest, kiedyś za tym zatęsknimy, choć na razie na paszczę ze zmęczenia czasem padamy, nam w nocy pomogła lampka bo było ostatnio bardzo ciężko budziła się z płaczek i kiedy mnie nie widziała był wrzask a kiedy mówiłam szeptem było jeszcze gorzej więc teraz lampka rozjaśnia ciemność a kiedy Ala mnie szuka mówię normalnym głosem :)
No i jak się teraz czuję…jak wyrodna matka! Bo do pracy pójdę, zaniedbam dziecko. Masakra – jasne że prawie się poryczałam ! Pewnie że fajnie móc być z dzieckiem. Nie do końca jest tak jak w tym artykule. Dziecko ma w swoim otoczeniu też innych ludzi i uczy się, że istnieje nie tylko mama. Owszem mama wychodzi, ale wraca. Tęsknota to trudne uczucie, ale radzenia sobie z nim też musimy nauczyć nasze dzieci.
Dziwne, że czujesz się jak wyrodna matka, bo ja nie. Rozwijam się zawodowo, a mój syn ma najlepszą opiekę pod słońcem. Widzisz wycinek mego świata, a porównujesz do niego cały swój… Ale miło mi, że mój post nazywasz artykułem :)
Zawsze takie teksty budzą dużo kontrowersji bo ile matek tyle opinii. Nie wartosciujmy takich rzeczy bo nie nam oceniac czyjąś sytuację. Rozumiem ze nie taka byla Twoja intencja ale sporo osób co widać w komentarzach źle odebrało wpis . Współczuję Ci bardzo bo domyślam się że musi być Ci bardzo ciężko skoro Twój synuś tak reaguje. U nas to ja bardziej odczulam rozłąkę niż Hania. Ze swojego doświadczenia wiem jednak że te kilka godzin które nam zostają doceniam teraz bardziej. Trzymam kciuki
Z tego co widzę, to większość odebrała ten wpis jednak pozytywnie!
Całość to metafora, a została przez kilka osób wzięta za pewnik, jaka to jestem nieszczęśliwa. No cóż. Przyznam, że to mega ciekawe doświadczenie! :)
Nie no ja to chyba jakaś nieczuła jestem bo się nie poryczałam:)) Przykre to, to prawda, ale mimo wszystko chociaż szkoda mi zostawiać Zo cieszę się na powrót do pracy i wyzwania inne niż te związane z zośkowymi sprawami:) Ale piszę to mając w perspektywie jeszcze kilka miesięcy urlopu macierzyńskiego, kto wie, może pod koniec mi się odmieni;D
Popłakałam się :( Moja Zosia ma 8 i pół miesiąca, od poniedziałku wracam na studia i będę ją musiała w pon. zostawić na 3-4 godziny, we wtorek na trochę dłużej. Już się tego boję, a po tym tekście jeszcze bardziej…
My z mężem pracujemy, mała w przedszkolu… Ale mamy jedną zasadę – w każdą niedzielę telefony wyłączamy, chodzimy na spacery, do Teatru Małego Widza, do ZOO, no opcji mamy miliony. Ale po Twoim tekście, mimo, że wiem że staram się i robię co mogę, żeby dziecku poświęcać max uwagi, i tak łza się zakręciła….
Weź mnie nie dobijaj, ja za 2 tyg wracam do pracy!!! Najpierw przeczytałam post z korpo-mamą i już nadzieja, że się da, że można. A tu taki ZONK!’ Dodaję cię do czytelni Koropo-mamo, jak awans?
Pewnie, że się da! Dużo tu zależy od nas, ale i niestety od korpo… Awans… hm… kiedyś to opiszę, ale wtedy wrócę do punktu pt. „zależy od korpo” ;)