Taka scena: piękna pani prze i krzyczy, aż w końcu pada zmęczona na poduszkę. W tle słychać płacz dziecka. I oto śliczne, umyte (miesięczne) niemowlę trafia w jej ramiona, a z wytuszowanych rzęs kąpią niby łzy. Czysta miłość materializuje się. Czyżby?
Wyobrażałaś sobie ten moment tysiące razy. I wreszcie dostajesz tego małego, spuchniętego i oblepionego mazią człowieczka w ramiona, i co? I ulga, że to już po wszystkim. Że już jest. Oddycha. Ale żeby od razu fala miłości? Troska – tak. Jednak miłość to takie duże słowo…
„Kurcze, coś ze mną nie tak. Wyrodna matka. Jak tak w ogóle można?! Przecież one wszystkie na tych filmach tak od razu. Miłość. I koleżanki też. Tak mówią. A ja? Wzruszam się i boję. Chyba nie dam rady. Jestem do niczego.
I leży taki mały i bezbronny. Zdany na moją łaskę. Zależny. Kwili, bo mu źle. Utulam i chłonę zapach jego skóry. Muszę go zapamiętać, ten zapach, bo potem przyćmią go oliwki i inne cuda bez parabenów. Oglądam mikro rączki i patrzę, jak znikają w mej zamkniętej dłoni. Takie małe… Obserwuję i czekam, aż wreszcie otworzy oczy i spojrzy na mnie ich błękitem. Może wtedy się zakocham?”
Przychodzi dumny tata. Też powinien kochać dozgonnie od tej pierwszej chwili, a on tak tylko patrzy i niedowierza, że ten oto mały człowiek przed chwilą był w Twoim brzuchu. „Kurcze, jak on się tam zmieścił?” A miłość?
Wychodzisz ze szpitala i wpadasz w rytm: karmienie, spanie, przewijanie, karmienie, spanie, na pysk padanie. I nawet nie wiesz kiedy – jego szczęście staje się ważniejsze niż Twoje. I choć czasem się wkurzasz i masz dość. I łzy same ciekną z bezsilności, to zdajesz sobie wreszcie sprawę, że oto w Twych ramionach śpi przecież cud. Cząstka Ciebie. Sens.
Nie zawsze łatwa. Nie zawsze od pierwszego wejrzenia jak na filmie.
Miłość matki do dziecka.
*****
Uwaga: to normalne, że przez pierwsze dni po porodzie jesteś smutna, płaczliwa, rozdrażniona; jesteś pełna obaw i czujesz, że nie dasz rady. To BabyBlues. Minie!
Jeżeli jednak taki stan nie mija albo wręcz się nasila/pogłębia, na dodatek mimo zmęczenia nie możesz zasnąć, tracisz apetyt, nic cię nie cieszy, to może być depresja poporodowa!
Powiedz o tym partnerowi, przyjaciółce, położnej czy lekarzowi. To żaden wstyd! Nieleczona depresja trwa kilka miesięcy albo nawet lata i może mieć destrukcyjny wpływ na Twoją relację z dzieckiem, która dopiero co się buduje. Pomyśl o tym.
źródło zdjęcia tytułowego: TU
20 komentarzy
Widzę, że i ciebie dopadł ten temat:)
Mi drugie wejrzenie zajęło pół roku, ale lepiej późno niż wcale.
Dobrze, że się o tym mówi.
U mnie miłość pojawiła się w pierwszej chwili kiedy usłyszałam cichy krzyk Adasia . Oczywiscie pierwszym uczuciem było uczucie ulgi ale zaraz po pojawiło się to drugie , to cudowne , do granic możliwości .
a ja bardzo dziękuję za ten artykuł… jestem "na wylocie" targają mną różne emocje i jakoś tak zrobiło mi się lżej…:)
Ja tak bardzo chiałam mieć dziecko, że mam wrażenie że kochałam je od zawsze:) Moja najlepsza przyjaciółka miała depresję i baby bluesa…pamiętam, że strasznie się tego wstydziła ale na szczęście dzięki bliskim dała radę:)
Ja jakoś przez to nie przechodziłam, może dlatego że spodziewałam się splaszczonego, ufoludka oblepionego mazią i widziałam na studiach poród (na własne oczy) i nie spodziewałam się zobaczyć bobasa jak z reklamy. Miłość przyszła właśnie w momencie kiedy skończył się ból i przyszła ulga i szczęście że ten jeden jedyny wymarzony wyczekiwany on jest cały zdrowy i nareszcie z nami :)
Depresja i blusy mnie oczywiście dopadły ale to było już później po powrocie ze szpitala na szczęście nie trwały długo jakieś 8 dni po drugiej ciąży już tylko 2 :)
Z pierwszym dzieckiem miłość pojawiła się dopiero po paru dobrych godzinach. Najpierw był wielki szok i ciekawość. Z drugim od razu bo na porodówkę pojechałam już na luzie, obeznana z tematem ;)
Kurczę zadziwiające jak wiele mam to spotyka. I jak niewiele się o tym mówi.
Też o tym pisałam:
http://radoshe.blogspot.com/2014/03/matka-staje-sie.html
Cieszę się, że to drugie wejrzenie przyszło stosunkowo szybko:)
Bo miłość, to uczucie które rodzi się powoli, a jak już wybuchnie, to nie wyobrażamy sobie tego, jak mogliśmy bez niej żyć :))
Ja się jakiś czas nie mogłam pogodzić z cesarką i tym, że nie tak to sobie wyobrażałam, nie marzyłam że będzie jak w reklamie ale miało być naturalnie, z mężem trzymającym za rękę z pierwszym pocałunkiem od mamy. Ja nawet tej całej mazi i krwi nie miałam. Na nic, że wszyscy mi mówili, że ratowano życie, że musieli mnie szybko uśpić, bo okoliczności mojego porodu były dramatyczne. Ja to wszystko przecież wiedziałam i do końca życia będę lekarza po stopach całować, bo uratował mojemu dziecku życie ale jakoś tak nie mogłam przełknąć, że mi jej nie dali na piersi, że nie ja ją pierwsza przytuliłam i zanim ja ją mogłam zobaczyć widzieli ją wszyscy inni. Nie wiem czy to depresja czy tylko baby blues ale długo bolało mnie to wszystko. Miałam nawet coś takiego, czego długo nie widziałam, że próbowałam jej tę moją nieobecność na początku wynagrodzić. Narzucałam sobie presję bycia idealną matką i przepłaciłam to kilkoma kryzysami, utratą mleka. Dobrze, że o takich rzeczach się mówi, pisze, bo gdybym ja miała się z kim podzielić swoimi bólami te 3 lata temu, może byłoby mi lżej.
ja miałam dokladnie tak samo, ciężko mi było pogodzić z CC, w Uk na szczęście po CC dzieci są od razu przystawiane do piersi, moglam tulic i calowac. Z Olim brałam od razu pod uwage Cc, mimo próby porodu naturalnego nie udało się. Trzeba sie pogodzić z tym, iż nie każdy jest stworzony do porodów naturalnych, ja z pewnością do nich nie należe!
Przy Olku szybko się pozbierałam, mimo innych dolegliwości.
Urodzilam drugiego syna przez cc, trzy tygodnie przed terminem. Nie pokazano mi go, zobaczylam go po 24h Byl troche w inkubatorze bo mial problem z temperatura.W szpitalu bylam ogolnie 10dni 5 przed i 5 po porodzie. Zloscilam sie bo chcialam szybko wrocic do domu (w domu zostal 2,5 latek z ktorym wczesniej nie rozstawalam sie na dluzej niz 3h) Nie czulam tej wiezi. Po 10 dniach od narodzin Tosia moj ukochany brat wysiadajac z samochodu poslizgnal sie uderzyl w glowe i zmarl… to byl koszmar Gdy przywiezli mojego braciszka bylam zla na malego ze nie moge w tych ostatnich dniach byc przy bracie caly czas… Wiem ze to moze matce nie wypada ale bylam naprawde ,,zla,, ze on juz jest… pozniej juz po pogrzebie cos sie zdarzylo… Tosiowi czasami ulewalo sie noskiem Jednego wieczoru kiedy znow tak sie stalo bylam przekonana ze go strace Zrobil sie caly fioletowy i nie mogl oddychac… Mam wrazenie ze to wlasnie wtedy obudzila sie ta milosc do niego, ten strach ze cos mu sie stanie…Dzieki Bogu po chwili bylo juz dobrze ale ten szok, te kilka sekund obudzilo we mnie jego mame
Ja mam to szczęście, że moje porody były takie jakie sobie wymarzyłam, szybko bez bólu i w miłości, ale wiem, że innym nie było i nie jeste łatwo. Dobry tekst.
też to miałam. poczatkowo był szok, że to już i że teraz wszystko się zmieni – ale jak będzie. To maleństwo jest moje, w brzuszku je znałam, wiedziałam jakie ma zwyczaje, a jak będzie z tą istotką, ktora na mnie lezy – porzecież to ta sama osóbka, ale wszystko jest inne… potem zastanawiałam się jak moglam nie czuć tej miłości, ktora teraz mnie przepelnia i rośnie z każdym dniem…
Och to w tej gestii zapraszam do siebie, okraszmy to vacuum, omdleniami i koszmarnym baby blues. Uważam, że nie ważne jak i kiedy rodzi się miłość, każda dochodzi do tego w swoim tempie i na swój sposób
Nie wiem, nie rozumie… Pragnę dziecka i mam depresję? Moja Amelia urodziła się po 12 godzinach męk, omdleń, wymiotów… i ogarniała mnie jedynie wściekłość że jestem tak zmęczona i obolała, że nie mogę jej objąć i pogłaskać! Leżałam i patrzyłam na nią i płakałam ze szczęścia! Miłość od pierwszej chwili gdy tylko zobaczyłam ją na USG. Tak samo z synkiem!
bardzo wazny temat poruszylas, mialam depresje po Majce, kochałam ją, wszystko potoczylo sie inaczej podczas porodu niz myslalam, nie moglam udzwignac tego wszystkiego. Na szczescie byla ze mna mama i maz, wylizalam sie!
U mnie było wszystko odwrotnie: miłość od zobaczenia dwóch kresek na ciążowym teście, potem płacz ze szczęścia jak mi pierwszy raz połozyli dziecko na brzuchu a depresja po pół roku od porodu ale za to galopująca, z potwornymi stanami lękowymi.
Znam to. Kim Ty jesteś, mały człowieku…Taki bliski i tak nieznany jednocześnie. Teraz bym schrupała i zacałowała, ale oswajanie trwało kilka tygodni :-)
Oj bardzo dobrze to znam :)
Przy pierwszym dziecku poczulam to od razu. Przy drugim niestety nie. Trwalo to jakis tydzień. Obwiniam o to nagle i nieoczekiwane cesarskie ciecie