Raz na miesiąc lub dwa, ja i M. synchronizujemy nasze kalendarze i wyznaczamy sobie jedną datę, kiedy to bierzemy wolne w pracy. Tego dnia jak co dzień odwozimy Dusię do przedszkola, Juniora pod skrzydła babci lub do żłobka, a my co robimy? My mamy wtedy kilkugodzinną dzienną randkę.
Po odwiezieniu dzieci kupujemy w pobliskiej piekarni jeszcze ciepłe bułki, w delikatesach świeżą wędlinę, sery, warzywa i nasz dzień rozpoczynamy wolnym, wspólnym śniadaniem – rano przed przedszkolem zazwyczaj czasu starcza tylko na szybką kawę, kaszkę i kakao. Teraz nigdzie już nie musimy pędzić. Mamy czas. Na wszystko. Siadamy więc przy stole, jemy, śmiejemy się i celebrujemy te leniwe chwile tylko we dwoje…
Po śniadaniu jedziemy powłóczyć się po mieście. Zazwyczaj wolno spacerujemy sobie po ulicach, oglądamy witryny sklepowe, czasem gdzieś wejdziemy i coś kupimy, ale zawsze finalnie siadamy w jakiejś knajpce, tuż przy oknie. Zamawiamy po dużej kawie – ja obowiązkowo mocca z bitą śmietaną i obserwujemy świat za szybą. Po chodniku przed kawiarnią tłum ludzi pędzi przed siebie, od lewej do prawej, do pracy, do szkoły, do jakiegoś celu. A nasz czas zwalnia. Prawie staje w miejscu. Możemy spokojnie sobie siedzieć , rozmawiać, śmiać się, snuć plany na przyszłość…
Kiedy kawa już prawie się kończy sprawdzamy w telefonie, co tam grają w kinach przed południem. Oj, wcale nie tak łatwo znaleźć coś o tej porze, co nie jest bajką lub ekranizacją lektury. Choć zazwyczaj jakoś nam się udaje, no i wtedy problem braku miejsc po środku sali praktycznie nie istnieje – można wpaść w ostatniej chwili. Jeszcze tylko coś do pochrupania i zaczynamy seans!
Po kinie jedziemy coś dobrego zjeść. Albo do naszej ulubionej knajpki sushi albo do… McDonald’s! Wybór zależy od tego, na co mamy akurat ochotę i w jaki nastrój wprawił nas film. I znowu możemy dyskutować bez końca o filmie, o życiu. Chociaż tematem nr 1 zawsze są dzieci. Co śmiesznego ostatnio zrobiły, jak niesamowicie więź między nimi się zmienia z dnia na dzień i w ogóle jak ten czas leci…
I nadchodzi moment, kiedy musimy się zbierać. Jedziemy po nasze maluchy – do przedszkola i do babci. Witają nas te małe ciepłe rączki, a zielone i wciąż niebieskie oczyska patrzą na nas z miłością i utęsknieniem. Wracamy wszyscy do domu. „Całą rodziną!”, jak mawia Dusia. I bawimy się. I cieszymy się tym wspólnym czasem, bo do wieczora wciąż daleko.
Jak dobrze być razem. Choć czasem tylko we dwoje. Nasza randka za dnia. Moja randka z mężem.
23 komentarze
Super jest taki czas tylko we dwoje i bardzo potrzebny każdej parze :)
Bardzo :)
Fajnie, że są ludzie , którzy potrafią w dziecinnie prosty i jakże miły sposób celebrować swój wolny czas…Szkoda tylko, że tego czasu jest tak mało bo pędzi nieubłaganie jakby ktoś go gonił.
My również z mężem lubimy włóczyć się po mieście. Od niedawna tu mieszkamy i zawsze znajdziemy jakieś miłe miejsca , zakamarki …idziemy gdzie nas nogi poniosą :)
Na co dzień jesteśmy „wszędobylscy” i baaardzo „gadulscy” :) ale … jak już mamy ten czas dla siebie to z pewnością nie wykorzystamy go na włóczenie się po zatłumnionych sklepach, gdzie jest głośno i nie ma nawet wolnego stolika przy którym można byłoby się delektować kawą..nie to zdecydowanie nie dla nas…
Ale….tu muszę przyznać się do czegoś:) Gdybym (zaznaczam gdybym) po drodze natknęła się na giełdę staroci to nie ma zmiłuj :) To jest dla mnie miejsce i mogę spędzić tu cały dzień.
Na szczęście to mi jeszcze mąż wybaczy ;) A randka jest zawsze udana i to jest najważniejsze:)
Oby takich „wypadów ” tylko we dwoje było jak najwięcej….w końcu mamy przed sobą całe życie :)
Dziękuję. I tego samego życzę Tobie!
Genialny pomysł!
:))
świetne te Wasze dzienne randki, taki czas na zatrzymanie, na bycie tylko ze sobą, małe przyjemności, które dają oddech. Wspaniały pomysł na zachowanie równowagi psychicznej :))
Zdecydowanie polecam!
Szczególnie dla tej równowagi ;)
Świetny zwyczaj. I zwyczajnie zazdroszczę, że udaje się Wam go utrzymać. Ja próbuję namówić mojego na coś podobnego – zwyczajne wyjście do kina w ciągu dnia, gdy Lula w żłobie – ale jeszcze mi się nie udało.
Walcz Kochana walcz! Z dwójką będzie nieco trudniej ;)
I to jest pomysł na wspólny czas tylko we dwoje, nawet jeśli za chwilę trzeba wrócić do dzieci, domu, obowiązków…
pamiętam jak tak za dnia urwaliśmy się z mężem do kina, bo wieczorem bez babci u boku nie było szans …
Szczególnie, że babcie dwójki do usypiania już tak chętnie nie biorą ;)
Kochana jak ja Ci zazdraszczam, oczywiscie pozytywnie!!!
My takie dni tylko We dwoje to raz- dwa razy do roku mamy jak moja siostrzenica przyjeżdża, choć nie jest źle bo wieczory mamy dla siebie. Brakuje jednak wyjścia z domu czasem :-)
Nie zazdraszczaj tylko do dzieła !!!
My tez czasem robimy sobie podobny dzień gdy Hania jedzie do drugich dziadków. Łapie się wtedy wielki oddech prawda? Pozdrawiam :)
Oj tak :) WIELKI
Zazdroszczę Wam tych wspólnych randek, nam też by się takie przydały, ale na razie to zupełnie nie realne. Ale będę nad tym pracować ;)
Marzy mi się wypad do kina, odkąd mały się urodził 5 razy już próbowaliśmy wyskoczyć do kina lub teatru i zawsze coś nam wyskakiwało w ostatniej chwili, jakiś pech nas prześladuje ;(
Pecha trzeba pogonić i próbować do skutku. W końcu się uda. Trzymam kciuki!!!
Fajna sprawa, my sami z mężem jedziemy jedynie na zakupy, ostatnio jedliśmy w galerii obiad bez dzieci – liczy się?? ;P
Ha ha ha NIE :P
Powiem o tym mojemu Jurkowi, musimy coś podobnego wymyślić, już nie pamiętam kiedy mieliśmy randkę, tylko we dwoje ;)
oj… marzenie… mój mąż tyle ostatnio pracuje, że nawet brakuje czasu na wspólne, rodzinne chwile, już nie marzę nawet o jakiejś randce…ot czasami 15 przy filmie wieczorem i albo zasypiamy z wyczerpania,albo synek kwęknie, bo smoka wypluł, albo pora na male mleczko…
chciałabym znaleźc chwilę na taką randkę… albo dla rodzinki, wszyscy razem, bez pracy, laptopów, telefonów…
Super sposób! :) Nas często starsze małżeństwa straszą, że jak będziemy mieć dzieci to się skończy sielanka, nie będzie na nic czasu i w ogóle. Dzięki za ten post :) Myślę, że Wasz sposób może się niejednej parze przydać. :)