Robiłam coś do jedzenia w kuchni, kiedy moja mała, wówczas około półtoraroczna Dusia, podbiegła do mnie szybkim krokiem. Nic nie mówiła. Nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Miała za to ogromne, załzawione oczy, szeroko otwartą buzię, bladą twarz i sine usta. Nie mogła oddychać. Dusiła się. Musiałam działać szybko…
Podczas zajęć w szkole rodzenia pokazują, jak zmieniać pieluchy, jak kąpać czy ubierać dziecko. Jednak nikt nie uczy nas, przyszłych rodziców, jak się zachować, gdy nasze dziecko straci przytomność i przestanie oddychać. A to przecież pierwsze kilka minut decyduje o kalectwie z powodu niedotlenienia mózgu albo w ogóle o życiu czy śmierci. Jeżeli szybko i prawidłowo nie zareagujemy, to gdy przyjedzie pogotowie, może już być za późno! Z powodu niewiedzy ryzykujemy życie naszych dzieci.
Miałam to szczęście być ostatnio na szkoleniu z udzielania pierwszej pomocy. Ćwiczyłam resuscytację na fantomie dorosłego i dziecka. Teraz też wiem, że muszę zawsze zareagować, gdy zdrowie lub życie innego człowieka jest zagrożone. To mój obowiązek jako człowieka. Ale czy ty wiesz, że ty też musisz?
Nieudzielenie pomocy osobie, której grozi niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu albo śmierci, jest zagrożone w Polsce karą pozbawienia wolności do lat 3.
I nikt nie oczekuje tu od ciebie, że rzucisz się na leżącego bezdomnego i zrobisz mu sztuczne oddychanie usta usta. Nie! Udzielenie pomocy to także wezwanie karetki. Bycie nieobojętnym. Reagowanie. Stanie w tłumie gapiów to najgorsze co można zrobić! Tym bardziej, że zazwyczaj nikt z tego bezmyślnego tłumu nawet nie zadzwoni po pogotowie. „Przecież na pewno zrobił to już ktoś inny…”, a człowiek leży i umiera. Sam choć śród ludzi…
Wracając do mojej córeczki, przełożyłam ją wtedy przez kolano głową w dół i zdecydowanym ruchem zaczęłam uderzać dłonią między jej łopatki. To, co nie pozwalało jej oddychać i blokowało drogi oddechowe, wypadło na podłogę. Co to było? Kawałek jabłka, które leżało wysoko na stole, a ona jakimś cudem sięgnęła po nie i odgryzła byczy kawałek. Chwila mojej nieuwagi, tragedia gotowa. Do tej pory pamiętam to jej spojrzenie, gdy biegła tak do mnie po pomoc. Do tej pory mam dreszcze na samą myśl, co mogłoby się stać. Wtedy do końca nie wiedziałam, jak prawidłowo zawalczyć o bicie jej serca. O bezcenny oddech. O życie. Dobrze, że nie musiałam…
Teraz już wiem, co należałoby zrobić, gdyby Dusia straciła wtedy przytomność i przestała oddychać.
Wiem, jak mogę uratować dziecko. Nie tylko moje. A ty?
Zrób coś dzisiaj. Nie dla mnie, nie dla siebie, ale dla swojego dziecka.
Wpisz w wyszukiwarkę „resuscytacja dziecka” i poczytaj albo obejrzyj jeden z wielu filmów.
Nie raz, nie dwa, tylko kilka razy i co jakiś czas do tego wracaj, żeby odświeżyć sobie informacje.
Wbij to sobie do głowy, bo nigdy nie wiesz, kiedy ta wiedza ci się przyda i uratuje komuś życie. Nie ryzykuj życiem dziecka.
I pamiętaj: zawsze warto zaryzykować i chociaż spróbować pomóc!
Większą szkodę zrobisz nie próbując wcale.
źródło zdjęcia tytułowego: TU
24 komentarze
Ja staram się co jakiś czas chodzić na takie kursy czy jakby pokazy. Jestem Nianią, wiec odpowiedzialność jest większa. A ostatnio również do pracy-do domu malca- przyniosłam sciągę właśnie o 1pomocy. I przypięłam do lodówki. Żeby w razie co – nie daj Bóg- mieć pod ręką w najczęstszym miejscu w którym jesteśmy. I staram się by była widoczna, żeby ciągle to mieć w głowie.
Uczestniczyłam w kilku internetowych kursach ale też i na żywo :) np na warsztatach Mamo To Ja czy targach happy baby.
Bardzo dobry pomysł z tą ściągawką. BARDZO!
w czasie ciąży byłam na kursie pierwszej pomocy dla dziecka. Cenna wiedza.
I każdy z nas powinien być.
Na szczęście z zaksztuszeniem nie miałam do czynienia. Ale był u nas moment, w którym córka niezaregowała i chwile nieoddychała. To trwało sekundy, ale dla mnie to były długie minuty. Pamiętam moje myśli „Misako, reanimacja 10/30 czy 5/30? 5 oddechów dwa palce na mostek, 30 ucisków, brak reakcji po 3 turach, wzywasz pogotowie, gdzie tel?” Obym nigdy nie musiala tego powtarzać, przy krztuszeniu łeb w dół klepiemy obracamy z głowa ciagle w dole i patrzymy czy jesr, nie ma znów klepiemy- nigdy nie podnosimy z głową u góry!!! To są koszmarne chwile, abyśmy mieli ich jak najmniej…
Takie sytuacje to ogromny stres, tym bardziej, że chodzi tu o nasze ukochane dziecko… dlatego tak ważne jest powtarzanie tej cennej wiedzy,
Kurczę, przyznam, że nie umiałabym chyba udzielic pierwszej pomocy :( Choć jeśli chodzi o najbliższą osobę, zwłaszcza dziecko to pod wpływem chwili człowiek chyba jest zdolny do wszystkiego ;) ale taki kurs dla rodziców powinien być organizowany obowiązkowo :)
Wyjęłaś mi słowa z ust. Też niestety moja wiedza na ten temat jest praktycznie żadna…kurs w szkole rodzenia powinien być obowiązkowy.
Niestety same musimy o tą wiedzę się postarać.
Masz rację, trzeba sobie powtarzać tą wiedzę. Ja kiedyś byłam na takim kursie, może 10 lat temu. Nic nie pamiętam.
Na dodatek zmieniły się standardy tej pierwszej pomocy… Odśwież sobie te informacje. Oby nie były przydatne!
Super, ze o tym piszesz. Byłam na takim kursie, ćwiczyłam, jak to się robi z mniejszym dzieckiem, a jak z większym. Nie dlatego, że coś się wydarzyło. Ale na wszelki wypadek – jakby się wydarzyło. Uściski!
Bardzo dobre podejście – brawo!
Pewnie! Trzeba nauczyć się pomagać. Nigdy nie wiadomo, co może nas spotkać, a świadomość, że umiemy pomóc jest pocieszająca.
Dokładnie :))
Też sie uczyłam i czytałam. Kiedyś Franek zachłysnął sie…syropem i zaczął dusić. Zadziałałam jak mnie uczono, bez paniki (zewnętrznej) i sie udało. Gdybym sie tym tak nie intersowała pewnie bym spanikowała…
Myślę, że stres zawsze jest, tym bardziej przy własnym ukochanym dziecku, jednak mając wiedzę prędzej przystąpimy do działania. Tego właściwego. Ratującego życie.
Dobry pomysł żeby takie właśnie kursy prowadzone były w szkołach rodzenia. Ja wielokrotnie uczestniczyłam w podobnych i co jakiś czas odświeżam pamięć właśnie filmikami. Nie znaczy to, że takich sytuacji boję się mniej ale mam nadzieję, że umiałabym pomóc. Fajny post
Świetne masz podejście z odświeżaniem sobie tego wszystkiego. Szkoda, że mało osób tak robi…
Dziękuję!
Moja córeczka dusiła się w wieku niespełna trzech miesięcy. We śnie połknęła swój język. Ktoś nad nami czuwał, bo chwilę wcześniej miałam ją już odłożyć do łóżeczka. Nie zrobiłam tego i wciąż mogę patrzeć, jak rośnie…
Na szczęście nigdy nie musiałam udzielić pomocy dziecku. Jako nastolatka jakos tak wyszło ze zdarzyło mi się ze szkoły pojechać na konkurs pierwszej pomocy, nawet przejść gdzieś dalej na etap w wojewódzkim mieście. W szkole nie było nawet fantoma na którym mogliśmy ćwiczyć :/ ale zasady udzielenia pomocy, sposób myślenia który wtedy mi zaszczepione, zostały. Byłam później świadkiem wypadku- na moich oczach potrącono chłopaka, upewnilam się ze nic mi nie grozi (dobry ratownik, to żywy ratownik!) podbieglam. I krzyk z tłumu nie ruszaj może mieć uszkodzony kręgosłup! Pomyślałam tylko :No świetnie, a sprawdziłes czy oddycha, żyje? I robiłam swoje. Udało się, chłopak wyszedł z tego. Nikomu nie życzę by był w takiej sytuacji. Ale te kilka godzin poświęconych dawno temu w szkole pomogło mi nie spanikowac , odswiezajmy sobie taką wiedzę, to ratuje życie! Niedługo zostane mamą, czekam kiedy w mojej okolicy będą jakieś warsztaty jak udzielić pomocy dzieciom. To powinna być wg mnie jakaś obowiązkowa cześć zajęć w szkole rodzenia. Oby nam się nigdy ta wiedza nie przydała, ale wolę ją mieć.
Bardzo ważny wpis. Sama kiedyś pisałam jak to zrobić, byłam wtedy świeżo po szkoleniu. Ale teraz sobie uświadamiać, że pamięć ulotna, trzeba ją odświeżać. Zwłaszcza, kiedy chodzi o dzieci.
Współczuję przeżyć, ale i gratuluje tematu artykułu. Warto to naświetlać.
Szkolenia, kursy filmy – jak najbardziej tak! Warto dodać do tego wizualizacje – czytając lub słysząc o takich wypadkach warto wyobrazić sobie, co byśmy zrobili w takiej sytuacji. Ważne jest, by nasze wyobrażenie było jak najbardziej szczegółowe, musimy „widzieć” każdy ruch swoich rąk, każdą czynność. Dzięki temu kiedy znajdziemy się w podobnej sytuacji nasz umysł potraktuje ją jako coś znanego i zadziałamy automatycznie, doświadczając przy tym znacznie mniejszego stresu.