To było kilkanaście lat temu. Miałyśmy po 15 lat, gdy Ona wpadła. Dziewczyna z podwórka. Koleżanka. Zresztą nie ona jedna, bo to było wtedy w naszej dzielnicy jak plaga. Choroba przenoszona drogą płciową. Wakacyjne wpadki z terminem na maj. Same były dziećmi, a matkami stać się nagle miały nie wiedząc kompletnie nic.
Ona, jak tysiące nastolatek, nie rozmawiała na temat seksu z rodzicami. W szkole cisza, Google’a nie było, a znajomi twierdzili, że przecież każdy ma TO już za sobą. Nie chciała odstawać. Zero wiedzy, a wyobraźni brak. Był za to fun! I BRAVO z listami od 14-latek, co to po stosunku skakać chciały, żeby w ciążę nie zajść. Do odpowiedzi redakcji pod listem mało kto już docierał… Ona nawet nie wiedziała, że jest w ciąży przez pierwsze 4 miesiące, a imprezy przecież żadnej nie odpuściła. Piła, paliła, a potem drżała ze strachu i na USG paluszki dziecku liczyła.
Brzucha wstydziła się strasznie i pod zbyt krótkimi bluzkami chować go próbowała. I nie chodziło tu o samą ciążę – tylko o to, że każdy na ulicy wie, że ona już TO z chłopakiem robiła. Facet co prawda się poczuwał, kupił wózek, nawet oświadczać się chciał, ale na ślub jej matka się nie zgodziła. Na szczęście! Bo wkrótce inna jego dziecko pod sercem nosiła. Jednak ileż matek swe córki do ołtarza w ciąży wtedy pchało? Ile matek jeszcze bardziej swoim dzieciom życie w ten sposób skomplikowało? Bo jak to tak – panna z brzuchem?!
Pewnego dnia dowiedziałyśmy się, że Ona urodziła. My, koleżanki z podwórka pojechałyśmy do niej do szpitala z paczką pieluch i balonikiem w kształcie serca. Leżała taka zmęczona z przekrwionymi oczami jak wampir. Nie wiedziałyśmy, jak się zachować, co powiedzieć, o co zapytać. Abstrakcją to było dla nas totalną! Dopiero co lalki-bobasy w wózkach woziłyśmy, a tu takie dziwy – niemowlę. Takie małe, takie brzydkie i takie głośne. Prawdziwe… Ze szpitala musiała ich odebrać mama, bo Ona praw do opieki nad własnym dzieckiem jeszcze nie miała. Była w końcu za młoda.
Już po 2 tygodniach Ona wyciągnęła nas na dyskotekę do centrum miasta. Standardowa gadka dla rodziców – ja śpię u ciebie, a ty u mnie… I kiedy tak stałyśmy w kolejce, żeby nas wpuścili do środka, jej bluzka zrobiła się mokra. Powiedziała, że musi wrócić do domu i mleko odciągnąć, ale że spoko, przecież zaraz możemy tu wrócić; blisko w końcu mamy. Ale już nie wróciłyśmy, a poziom absurdu tej sytuacji do tej pory wbija mnie w fotel. I to wspomnienie – basy dudnią, tłum ludzi, Ona w tej wściekle pomarańczowej obcisłej bluzce z ogromnym biustem i te mokre plamy od mleka… Matka nastolatka. Udająca, że nic się nie zmieniło…
Ona, dzięki wsparciu mamy, skończyła z bólami szkołę średnią i zdała maturę. Wyszła potem za mąż – za innego. I mam takie przemyślenia, jak cholernie ważne jest rozmawianie z własnymi dziećmi. Przekazanie im tej jakże cennej wiedzy. Jak najwcześniej, bo tak szybko rosną… A jeżeli już się ciąża zdarzy, to naszym obowiązkiem, jako rodziców, jest wspierać, kochać i być. I nie dopuścić do głupoty, jaką jest w tej sytuacji ślub z często przypadkową osobą.
Co roku w Polsce blisko 20 tysięcy nastolatek rodzi dzieci (dane wg GUS).
źródło zdjęcia tytułowego: TU
13 komentarzy
Sa takie dziewczyny, które „wpadają”, sa takie które staraja się latami……nie ma sprawiedliwości. Uważam, że nawet jeśli nastolatka wpadnie, a ma wsparcie rodziny, to może stworzyc szczęśliwą i udana rodzinę, może pogodzić wszystko i mimo wczesnego macierzyństwa zdobyć tez wykształcenie :)
Zgadzam się z Tobą co do joty!
Mądre słowa. Trzeba też uświadamiać, że ciąża i dziecko to nie koniec świata. Z perspektywy późniejszych lat, człowiek patrzy na to zupełnie inaczej ;) mam koleżankę, która urodziła w wieku 16 lat i teraz jest szczęśliwą mamą dużego już faceta :) chociaż swoje musiała przejść.
To prawda, że nie jest to koniec świata tym bardziej z perspektywy czasu, jednak nastolatka powinna być nastolatką – wciąż dzieckiem, nie matką. Na to drugie przyjdzie jeszcze czas.
No cóż. Ja nawet teraz z ręką na sercu uważam się za 24letnie dziecko. Tyle, że z pełną świadomością biorę odpowiedzialność za swoje dziecko (więc chyba już tym dzieckiem nie jestem). Ja zawsze uważałam, że powinno się brać ślub, stanąć na wysokości zadania i stworzyć dziecku szczęśliwą rodzinę… Dzisiaj już chyba każdą kobietę będę odwracać od takiego pomysłu…
Podziwiam jednak matki nastolatek. Rezygnacja z pracy, albo zmiany pracy z mężem w taki sposób, żeby matka-córka miała czas nie tylko na szkołę, ale i na naukę. To bardzo przykre, bo byłam świadkiem takich sytuacji. Rodzice zaharowani jak woły, a mamusie po dyskotekach łaziły- co to to nie!
Matki tych nastolatek często mają tak naprawdę ciężej niż ich córki. Tym bardziej, że wiedzą, jaka spoczywa na nich ogromna odpowiedzialność…
Moim zdaniem nigdy nie ma dobrego momentu na dziecko. Dlatego nie ma co się długo zastanawiać tylko trzeba zacząć działać :) A wszystko samo się ułoży.
Naprawdę uważasz, że nastolatka ma się długo nie zastanawiać i iść na żywioł?? Chyba nie przeczytałaś tekstu.
My pierwszą rozmowę o seksie z Kubą przeprowadziliśmy z rok temu, czyli gdy miał 9 lat. Nie rozumiem wstydu przed rozmową. W końcu od tego są rodzice.
Dokładnie! Nasze dzieci są dla nas takie małe i niewinne – nie zdążymy się obejrzeć, a one już będą dorosłe. Nie ma co czekać za długo.
Trudny temat. Z pewnością warto rozmawiać i poruszać tematy dotyczące seksu nawet wcześniej niż trzeba, bo lepiej wcześniej niż żeby było za późno.
I mnie czekają te wszystkie trudne rozmowy… Od zawsze mówiłam,że będę młodą matką, a gdy moje dziecko będzie szło do I Komunii ja będę miała 26lat. Jako dziecko tak sobie ubzdurałam i tak powtarzałam. Skończyło się gimnazjum, poszłam do liceum i oczywiście dopiero wtedy zaczęłam się śmiać ze swojego wymysłu. Urodziłam mając 23 lata i moim zdaniem było to najszybciej jak mogło być :) Pozdrawiam ;)
http://www.anielkowelove.blogspot.com
Też miałam taką koleżankę, kiedy wpadła miała (z tego co pamiętam) 16 lat. O jej ciąży w szkole wiedziały 2 osoby i nie, nie były to nauczycielki, ani szkolny psycholog. Fakt jest taki, że nie było widać brzucha, wydawało się, że po prostu dziewczynie się przytyło ogólnie. Ukrywanie ciąży dzięki temu było nieco łatwiejsze, na tyle łatwe, że jej rodzice o ciąży dowiedzieli się w dniu porodu. Ojciec dziecka był paradoksalnie chłopakiem z którym spotykała się bardzo krótko, rzekłabym przelotnie, w porównaniu do innych jej związków, ktorych na koncie miała sporo. Do ślubu nie doszło, ale nie mam pojęcia jakie dalej relacje panowały między nimi.
O ile wpadka mogła się zdarzyć każdemu (chociaż i tak jest to dla mnie trudne do pojęcia) o tyle kompletnie nie rozumiem jak matka (ojciec rzadko bywał w domu) mogła się nie zorientować, że z jej córką coś się dzieje? jak daleko musiało być posunięte nierozmawianie w jej domu? czy też rozmawianie pozorne jak kto woli, bo jak inaczej nazwać dialog na zasadzie „jak było w szkole?” „nudno…” „aha, tu masz obiad”.
Ja z moją mamą rozmawiałam o wszystkim, może nie leciałam jej meldować o swoim pierwszym razie, ale generalnie nie było tematów tabu i mam nadzieję, że podobny, albo nawet lepszy model uda mi się zastosować przy Zo.