Iwona Wieczorek zaginęła w letnią lipcową noc 5 lat temu. Miała wtedy 19 lat. Bawiła się ze znajomymi w popularnej Sopockiej dyskotece, skąd po kłótni ze znajomymi ruszyła pieszo w kierunku Gdańska – do domu. Nigdy tam jednak nie dotarła. Dlaczego mimo upływu lat wciąż żyję tą historią?
Kilka lat przed tym wydarzeniem pojechałam ze znajomymi na wakacje do Sopotu. Byłam wtedy piękna i młoda. Jak Ona. Mego męża jeszcze nie znałam, a dzieci były w odległych planach. Poszliśmy całą paczką do dyskoteki przy molo – mega modnej wtedy Copacabany. Rytmiczna muzyka i morze rumu. Wystarczyła głupia wymiana zdań z kolegą bym się wkurzyła, wzięła torebkę i wyszła. Sama.
Była jakaś druga w nocy. Wiedziałam, gdzie mniej więcej są wynajęte przez nas kwatery, więc szłam na czuja deptakiem w stronę Gdańska. Szłam i szłam. Lekko podcięta, zbyt odważna. Kolega, z którym się posprzeczałam tej nocy, zaczął do mnie wydzwaniać i pisać SMS-y, dlatego bez skrupułów wyłączyłam telefon. Buty obtarły mi boleśnie pięty, więc zdjęłam je i ruszyłam dalej na bosaka. Jak Ona.
Żadna z uliczek nie wydawała się być dość znajoma, żeby w nią skręcić; żaden dom nie przypominał tego, który mijaliśmy idąc tego wieczoru na imprezę. Aż w końcu doszłam do tabliczki z napisem „Gdańsk”. Zaklęłam siarczyście. Już wiedziałam, że poszłam za daleko, cholernie za daleko, bo kwatery wynajęliśmy przecież w Sopocie. Zbyt uparta, żeby zadzwonić do znajomych, zbyt dumna, żeby zapytać kogoś o drogę – cała ja. Zresztą wbrew pozorom ludzi o tej porze było na deptaku mało – czasem minęła mnie grupa rozkrzyczanych, podpitych małolatów, czasem jakiś samotny chłopak zatoczył się wprost pod moje nogi. A w około krzaki i morze tuż za nimi.
W końcu po około dwóch godzinach krążenia tam i z powrotem jakimś cudem dotarłam do kwatery. Czekała tam już na mnie roztrzęsiona koleżanka z klubu, reszta znajomych szukała mnie wciąż po okolicy. Byli na mnie wściekli, bo napędziłam im nie lada stracha – martwili się, że coś mi się stało, bo nigdzie mnie nie było, a mój telefon milczał… Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele złych rzeczy mogło mnie spotkać, dopóki kilka lat później nie zrobiło się głośno o zaginięciu Iwony.
Losy Iwony Wieczorek wciąż pozostają tajemnicą. Wierząc w jedna z wielu teorii – tą o porwaniu czy morderstwie, można powiedzieć, że to tak naprawdę mogła być każda jedna przypadkowa dziewczyna, która wraca sobie skądś w środku nocy tym sopockim deptakiem. Albo każdym innym. Sama. Jak ona. Jak ja.
Bo to mogłam być ja.
I ta myśl nie daje mi wciąż spokoju.
Dlatego dalej będę śledzić losy tej dziewczyny i trzymać kciuki za wyjaśnienie tej sprawy.
4 komentarze
To najgorsze co moze byc- nie wiedziec nic. Mam nadzieje, ze wszystko sie wyjasni.
Iwona Wieczorek to jedyna zaginiona osoba którą znam z imienia i nazwiska i której twarz mam przed oczami. Nie wiem dlaczego akurat jej los tak mnie przejął,ale ja również od 5 lat co jakiś czas o niej myślę. A kiedy w tym roku mąż zaproponował wczasy w Jelitkowie – aż mnie zatelepalo. Nigdy…
Ta historia mocno odcisnęła się w pamięci społecznej, może dlatego, że wciąż jest przypominana. W tym roku też byliśmy w Sopocie, pokój przy samym deptaku, tym deptaku, w stronę Gdańska. Byliśmy z dzieckiem więc wychodziliśmy czasami na zmianę. Kilka razy zdarzało mi się wracać późnym wieczorem z kina letniego na molo. I mimo, że ludzi relatywnie dużo, a miasto jeszcze pełne życia, to świadomość, że idę sama tą trasą trochę mi ciążyła. Mam nadzieję, że dla spokoju Mamy Iwony ta historia kiedyś się rozwiąże.
Czasami nie zastanawiamy się nad konsekwencjami które mogą nas spotkac, sama też myślę o niektórych momentach kiedy postapiłam tak głupio i nie myśląc co się może stać postawiłam na swoim. Dobrze ze się nic Tobie nie stało i mam nadzieje ze sprawa się rozwiąże choć tyle lat minęło