Urodziłam się na początku lat ’80 w Warszawie (pisałam już o tym…). Mieszkałam w szarym, wysokim bloku z płyty, za którym był ogromny plac zabaw z huśtawkami, drabinkami i niebieskim trzepakiem. Nie miałam za dużo zabawek, ale za to głowę pełną pomysłów. I kilka ulubionych zabaw, które poznałam dzięki rodzicom i koleżankom. Oto moje ulubione zabawy w PRL-u i wczesnych latach 90-tych.
KOLEKCJONERSTWO
Starsze dzieciaki zbierały puszki po piwie czy paczki po fajkach, ja i moje koleżanki kolekcjonowałyśmy historyjki z gum balonowych Donald i Turbo oraz kolorowe, często pachnące karteczki. Moje karteczki przechowywałam w albumie na zdjęcia niczym relikwie – bardzo często je oglądałam i układałam, a kiedy tylko spotykałyśmy się z koleżankami wymieniałyśmy się nimi między sobą. „Tą karteczkę mogę dać ci za dwie tamte, a tą za trzy”. To wtedy miały miejsce jedne z pierwszych negocjacji!
SZNUREK
Kawałkiem związanego sznurka czy grubej nitki odpowiednio oplatało się swoje palce/dłonie, a druga osoba musiała go w taki sposób przejąć, aby teraz to między jej dłońmi sznurek utworzył nową, z góry określoną figurę. I tak na przemian. Były też różne przeplatanki tylko na jedną rękę – można je było tworzyć samemu odpowiednio przeciągając sznurek między własnymi palcami np. figura – spadochron. Uwielbiałam bawić się w to z mamą.
TRZEPAK
To było miejsce spotkań i zabaw. To tutaj trenowało się nowe akrobatyczne ewolucje czy po prostu siedziało godzinami rozmawiając o wszystkim i o niczym. Najlepszy punkt obserwacyjny i miejsce zaklepywania podczas zabawy w chowanego. To, co było najbardziej wkurzające to sąsiad zmierzający w naszym kierunku z dywanem i trzepaczką pod pachą. Musiały go potem piec uszy, że hej. Szkoda, że teraz sam trzepak to już rzadkość.
ŚLEPIEC
Zabawa odbywała się na placu zabaw – wszyscy poza tytułowym „ślepcem” wchodzili na drabinki, on zaś (z zamkniętymi oczami) musiał krążyć naokoło i próbować kogoś złapać. Jeżeli chwycił za czyjąś nogawkę czy bluzkę i zgadł kto to, wówczas ta osoba zostawała „ślepcem”. „Ślepiec” mógł też w każdym momencie krzyknąć „Ziemia!” i natychmiast otworzyć oczy. Osoba, która była wtedy chociaż jedną nogą na ziemi zostawała nowym „ślepcem”. Oj były emocje – zawsze ktoś oszukiwał albo posądzał innego o podglądanie.
GUMA, SKAKANKA, GRA W KLASY
Skakało się i na dworze i na klatce schodowej przy windzie. Zawsze radośnie, zawsze w ruchu. W gumę do pierwsze skuchy, na skakance do nowego rekordu, w klasy do „ukończenia szkoły” (w końcu trzeba było tu pokonać 8 klas czyli tyle, ile wtedy liczyła szkoła podstawowa). Świetna i ponadczasowa zabawa ruchowa! Pamiętam, że jak nie było z kim grać w gumę, to rozciągało się ją między dwoma krzesłami – bezcenne.
WIDOCZKI / SEKRETY
W ziemi wygrzebywało się dołek, a w nim układało kwiatki, muszelki, koraliki czy inne skarby. Całość przykrywało się znalezionym szkiełkiem (często dnem z butelki) i zasypywało ziemią. Skończony widoczek można było podziwiać po delikatnym odsunięciu ziemi ze szkiełka palcem. Ukryty zakopany „sekret” oznaczało się np. kamykami, a jego lokalizację zdradzało tylko wtajemniczonym np. najlepszej przyjaciółce. Oj wiele przyjaźni rozpadło się przez te „widoczki”.
INTELIGENCJA
Gra rozpoczynała się od wyboru literki – jeden z graczy mówił w myślach alfabet, a drugi nagle krzyczał „STOP!”. Na wybraną w ten sposób literę wszyscy gracze musieli wypisać na swoich kartkach jak najszybciej nazwę państwa, miasta, zwierzęcia, rośliny, przedmiot, markę auta czy imię. Kto pierwszy skończył, ten krzyczał „STOP!” i następowało zliczanie punktów. Chyba każdy dzieciak w Polsce znał wtedy dzięki tej grze większość państw i stolic na świecie.
SZUBIENICA / WISIELEC
Jeden z graczy wymyślał słowo i za pomocą kresek oznaczał jego poszczególne litery. Drugi gracz próbował odgadnąć ten wyraz. Za każdą literę, którą zaproponował, a której nie było w tajemniczym słowie, rysowany był kolejny element szubienicy. Wyraz musiał zostać odgadnięty zanim na rysunku pojawił się wisielec w pełnej krasie. Niesamowite, że gra doczekała się wielu wydań na smartfony i tablety!
Oprócz powyższych grało się oczywiście w kapsle, bierki, kropki, statki, zbijaka, dwa ognie, ringo, podchody, różne gry w karty („dupa biskupa”, makao) i wiele wiele innych, jak np. znienawidzona przez sąsiadów zabawa w chowanego na 10-ciu piętrach klatki schodowej z windą włącznie.
*****
Bardzo ciepło wspominam te wszystkie zabawy, które dawały mi tyle radości (i często dużo ruchu!) przy praktycznie zerowych nakładach finansowych. Dlatego pragnę pokazać je moim dzieciom – Wam zaś chcę je wszystkie przypomnieć. Wierzę, że mimo ery smartfonów i tabletów jest na nie miejsce także w świecie naszych dzieci.
1 komentarz
Skakanie w gumę! Chyba najwięcej czasu spędziłam na tej zabawie:)