Cały rok przygotowywałam moją 5-letnią córkę do tego, że pójdzie od września 2016 roku do pierwszej klasy, bo teraz 6-latki idą do szkoły. Nie byłam zwolennikiem wcześniejszego rozpoczynania przez dzieci nauki w szkole i całego tego wyścigu szczurów, ale skoro cały rocznik 2010 miał iść, to nie widziałam sensu zabawy w odraczanie i odwlekanie tego, co nieuchronne. W grupie siła, a Duśka na pewno da sobie świetnie radę. Ale oczywiście weszła nowelizacja ustawy.
W sumie ta wiadomość mnie ucieszyła, jednocześnie pojawiła się szansa na stworzenie prawdziwej zerówki w przedszkolu, jak za starych, dobrych czasów. Panie przedszkolanki zbierały więc deklaracje od rodziców, czy dziecko idzie do I klasy, zerówki szkolnej czy zostaje w tej przedszkolnej. Pojawiło się jednak oczywiste ryzyko, że zabraknie miejsca dla 3-latków, jak np. dla mojego młodszego syna Juniora, a te 6-latki, które zostaną w przedszkolu i tak będą połączone z grupą 5-latków. Cała nadzieja zniknęła więc szybciej niż się pojawiła…
Moja córka już w zeszłym roku zapragnęła pójść w ślady matki (czyli moje dla przypomnienia) i zamiast w zwykłej podstawówce uczyć się w szkole muzycznej. Wspieramy ją w tej decyzji, ale specjalnie nie namawiamy, w końcu sama wiem, co to oznacza. Przygotowujemy wręcz na to, że może się tam nie dostać, bo są przecież egzaminy wstępne, tabuny zdolnych dzieci, a miejsc bardzo mało. Niestety nie ma tam klasy „0”, a w przypadku takiego samego wyniki na egzaminie u 6 i 7-latka do pierwszej klasy będą musieli przyjąć tego drugiego.
Złożyliśmy więc dokumenty do zerówki w podstawówce obok przedszkola. Nie jest to szkoła najbliżej naszego domu, jednak jej poziom jest praktycznie taki sam jak innych szkół w dzielnicy, a istnieje duża szansa, że dzieci z naszego przedszkola będą tam razem – w jednej zerówce. Szkoda tylko, że w przyszłym roku moje dziecko znowu będzie musiało zmieniać miejsce nauki, a tym samym środowisko (no chyba, że się rozmyśli z tej muzycznej)…
A teraz czytam na ulotkach, że mądry rodzic to ten, który posyła dziecko do pierwszej klasy, że dzieci nudzą się w przedszkolu (czyt. w zerówce) i pragną czytać i pisać i poznawać świat, a to zapewni im tylko pierwsza klasa w szkole; że polska szkoła i ten fantastyczny program edukacyjny jest przecież doskonale skrojony na miarę możliwości i umiejętności dzieci sześcioletnich, a przy okazji nie będzie za łatwy dla 7-latków.
Wszyscy są więc tacy mądrzy i jeszcze mądrzejsi. A ja głupia matka marnuję taką wspaniałą szansę na szybszy rozwój mojego dziecka i tego, że będzie mogło wcześniej odprowadzać składki na ZUS w imię słuchania tego własnego, głupiego instynktu. Mój 6-latek idzie więc do szkoły, ale do klasy „0” i uważam to za najsłuszniejszą decyzję, jaką mogliśmy my, (nie) mądrzy rodzice w tej sytuacji podjąć.
10 komentarzy
Mamy identyczną sytuację i też podjęliśmy taką samą decyzję. Będzie dobrze!:)
Wychodzi na to, że ja też jestem głupia matka, bo zostawiam w zerówce mojego sześciolatka… :D i w sumie cieszę się, że jestem w tym zacnym gronie :)))
My zostajemy w zerówce przedszkolnej, w ogóle nie rozumiem, dlaczego wiele osób chce decydować co jest słuszne dla naszego dziecka.
Moja córka poszła do pierwszej klasy szybciej.
Jednak to, że poszła do niej szybciej nie upoważnia mnie bym choć przez chwile pomyślała ,że moja córka jest lepsza od tego dziecka ,co zostaje. Gdybym widziała że ma jakiś problem, jakikolwiek, bała się iść do pierwszej klasy, nie chciała iść- zrobiłabym wszystko by zatrzymano ją w zerówce i byłabym GŁUPIA gdybym nie zareagowała. Jakiś śmieszny polityk nie ma prawa w ciemno ustalać jakiejś reguły co trzeba nie znając predyspozycji dziecka, jego emocjonalnego przystosowania, psychiki itp itd. To mi przypomina nieustanną wieczną walkę z w-f-istami z którymi miałam wiecznie zatarg ( a było ich kilku) – ,, kiepski czas- stać cię na więcej” :-D
Myślę, że to słyszna decyzja. Choć to prawda, dzieci w tym wieku mają dużą potrzebę poznawania świata. Powinnaś zobaczyć mojego na kajakach na Pilicy!
My w zeszłym roku nie mieliśmy wyboru i nasz sześciolatek ruszył we wrześniu w szkolne mury, chociaż przyznaję, bałam się, ale jak widzę, niepotrzebnie. I mimo, że teraz mieliśmy możliwość pozostawienia go ponownie w pierwszej klasie, nad tą opcją nie zastanawialiśmy się. Skoro już zaczął, to razem z resztą idzie dalej.
Mi też się nie podoba że państwo ma decydować o moich dzieciach – moi bliźniacy poszli jako 6-latkowie :)
A ja puściłam mojego 6-latka do szkoły i niestety żałuję. Nie poradził sobie i został na drugi rok w I klasie. Ale ja mam pytanie z innej beki – moze któraś mama będzie umiała mi doradzić. W ubiegłym roku nie zapłaciłam na ubezpieczenie dziecka bo wydawało mi się to niepotrzebne, przecież jakieś ubezpieczenia mamy. Mój Michaś w czasie zabawy na szkolnym placu zabaw złamał sobie palca wskazującego. Żadnego odszkodowania nie dostaliśmy. W tym roku chyba już zapłacę te przysłowiowe trzy dychy i będę spokojniejsza. Ale słyzałam, ze nawet jak zapłacę to nie zawsze dostanę odszkodowanie. To w końcu warto ubezpieczać dziecko w szkole czy nie??
Ja ubezpieczam moje dzieci, ale prywatnie. Rezygnuję z ubezpieczenia oferowanego przez szkołę i przedszkole. Dzięki temu wykupuję taki pakiet, jak mi odpowiada i dokładnie wiem, za co płacę.
Dokładnie najlepiej ubezpieczyć dziecko we własnym zakresie. Może wyjdzie troszeczkę drożej, ale będzie łatwiej o odszkodowanie i wiemy dokładnie za co płacimy.