Mój syn miał już dwa razy z tym kontakt i nic. Dwa konkretne spotkania i zero reakcji – niewzruszony kopnął wirusa w tyłek. Ale ostatnio, po dłuższej przerwie był ten trzeci raz. Czy powiedzenie, że do trzech razy sztuka sprawdzi się w przypadku ospy?
PIERWSZY RAZ – Junior 5 m-cy
Byliśmy z Juniorem z jakimś przeziębieniem u lekarza. Już nie pamiętam, co mnie zaniepokoiło, bo nie latam do lekarza z byle czym, jednak wylądowaliśmy wówczas w poczekalni u pediatry. W końcu z gabinetu naszej lekarki wyszła dziewczynka z mamą, więc razem z Juniorem dziarsko ruszyliśmy w kierunku dopiero co otwartych drzwi. „STOP!” – ryknęła nasza pani doktor – „STOP! COFNĄĆ SIĘ!”. Za późno. Moje dziecko otarło się o tamto dziecko. A tamto dziecko miało wirusisko. Ospę, uznaną przez mamę za wysypkę…
Pielęgniarka w przychodni postawiła koło nas lampę odkażającą, jednak pediatra powiedziała wprost – istnieje 90% szans, że Junior to złapał. Bo to zjadliwy syf jest i nawet wchodząc do poczekalni po tej dziewczynce już się najprawdopodobniej Junior zaraził. Byłam wkurzona, nie powiem, bo było to przed świętami i moimi urodzinami i perspektywa dwóch tygodni w domu mnie dołowała.
Oznaczyłam więc w swoim kalendarzu, kiedy minie książkowe 14 dni wykluwania się ospy i grzecznie czekałam na pojawienie się pierwszych krostek. Nie pojawiły się jednak ani po dwóch ani po trzech tygodniach. Fart.
DRUGI RAZ – Junior 7 m-cy
Ogłoszenie parafialne w przedszkolu „Mamy ospę!”. Na dodatek w grupie mojej Dusi. Pokornie oznaczyłam więc sobie w kalendarzu, kiedy upływa 14 dni od kontaktu Dusi z wirusem i już na kilka dni wcześniej odpuściłam (jak ostatnio przy Juniorze) spotkania ze znajomymi z małymi dziećmi i tymi, co zaciążyli. Po dwóch tygodniach moja córka wyglądała już jak książkowy przykład dziecka chorego na ospę, tak więc wpisałam do kalendarza kolejne dwa tygodnie w oczekiwaniu na wysyp ospy u Juniora.
Teraz dawano nam już 99% szans, że Junior zachoruje. W końcu moje dzieciaki bawiły się razem przez cały okres choroby Duśki. Razem jadły, spały w jednym pokoju. Kiedy się np. przytulały, ja oczami wyobraźni widziałam, jak małe wiruski ospy wyskakują spod świeżych strupków u Dusi i ochoczo osiedlają się na Juniorze. Byłam nastawiona psychicznie na kolejne tygodnie siedzenia w domu. Byłam gotowa – ospo przybywaj!
Minęły jednak dwa tygodnie, potem trzy tygodnie i nic. Junior nie złapał ospy. Czyżby przy pierwszym kontakcie wytworzyły mu się przeciwciała?
TRZECI RAZ – Junior 3 lata
Junior poszedł do żłobka. Jak wszystkim dzieciom chodzącym do tego typu placówek tak i jemu zaczęło więc przysługiwać bezpłatne szczepienie na ospę. Jednak, jak to mówią, szewc bez butów chodzi, więc odwlekałam to w czasie i odwlekałam, aż pojawiła się informacja, że oto w naszym żłobku pojawiła się ospa.
Więc jak zawsze przekartkowałam mój kalendarz i wpisałam wykrzyknik w 14 dniu liczonym od kontaktu z wirusem. I znowu już na kilka dni wcześniej odpuszczę spotkania Juniora z małymi dziećmi czy kobietami w ciąży. I znowu będę czekać z orszakiem powitalnym i obserwować, czy pojawią się wreszcie te krosty czy też nie. „Do trzech razy sztuka!” mówią, więc może będzie nam dane znowu łączyć kropki patyczkiem zamoczonym w gencjanie. Oby tylko Junior przeszedł tą ospę tak lekko jak Dusia…
A jeżeli jednak jakimś cudem mój syn i tym razem nie dostanie ospy, to pójdę i puszczę totka. Słowo! A zaraz potem umówię Juniora na szczepieni na ospę, bo do trzech razy sztuka.