Można być wyrzuconym ze szkoły, z pracy, nawet z domu. Ale czy można wyrzucić dziecko ze żłobka? Ta historia pokazuje, że tak.
Mama Piotrusia już w połowie urlopu rodzicielskiego zaczęła rozglądać się za żłobkiem. Wiedziała, że po wykorzystaniu rocznego urlopu na dziecko pozostanie jej wciąż kilkanaście dni zaległego urlopu wypoczynkowego, ale chciała go już wykorzystać na adaptację synka w nowym miejscu. Na dostanie się do państwowego żłobka nie miała co liczyć – w końcu nie była samotną matką, więc wybrała żłobek prywatny niedaleko domu. Ładne wnętrza, ogród i zabawki, rzeczowa Pani właścicielka i uśmiechnięte ciocie plus bogata oferta zajęć dodatkowych. Wszystko to zrobiło na niej dobre wrażenie, dlatego w marcu podpisała umowę, żeby zaklepać miejsce dla Piotrusia od czerwca. Wszystko się układało.
W czerwcu wraz Piotrusiem rozpoczęła adaptację w żłobku. Szło kiepsko – mały kurczowo trzymał się mamy, nie chciał wchodzić w interakcje z ciociami czy innymi dziećmi. Kiedy po tygodniu nastąpiły pierwsze próby pozostawienia go samego, Piotruś zanosił się płaczem, wpadał w histerię, a ciocie już po kilkunastu minutach dzwoniły po mamę, żeby jednak szybko wróciła i go zabrała, bo za nic nie udaje się go uspokoić. Finał był taki, że po dwóch tygodniach dyrektorka oświadczyła mamie, że adaptacja się nie udała i ona nie widzi przyszłości Piotrusia w jakimkolwiek żłobku. Powołała się na zapis w umowie, mówiący o tym, że umowę można wypowiedzieć, jeżeli zachowanie dziecka uniemożliwia sprawowanie nad nim opieki, oddała wpisowe i życzyła powodzenia. Krzyżyk na drogę.
Mama Piotrusia była zdruzgotana. Nie dość, że walczyła z wyrzutem sumienia, że w ogóle oddaje dziecko do żłobka, to jeszcze ktoś jej mówi, że dziecko nie jest dość dojrzałe, że jest trudne, problematyczne i w ogóle go tam nie chcą. Nagle okazało się, że została na lodzie – pracę miała rozpocząć już za dwa tygodnie, a kompletnie nie ma co zrobić z dzieckiem. Mąż pracuje, babcie też. Na dodatek ma sobie wybić z głowy jakikolwiek żłobek czy klub malucha, bo „dziecko się nie nadaje”. Postanowiła jednak zaryzykować i umówiła się na spotkanie w innym prywatnym miejscu opieki. U nas.
Na szczęście mieliśmy akurat wolne miejsce dla Piotrusia. Mama ze łzami w oczach opowiedziała nam całą historię, chciała jeszcze raz spróbować – postanowiliśmy pomóc. Okazało się, że Piotruś potrzebuje po prostu nieco więcej przytulania i uwagi, a w końcu uspokaja się po wyjściu mamy i zaczyna się interesować tym, co go otacza. Jego adaptacja wcale nie była trudniejsza czy dłuższa od adaptacji innych dzieci. Po dwóch tygodniach Piotruś już śmiało zostawał sam na cały dzień. Oczywiście zdarzały się smutki i tęsknota za mamą w ciągu dnia, ale wystarczyło go ponosić, pobujać, przytulić czy też zająć czymś dla niego ciekawym. Jak każde inne dziecko w jego wieku, które zaczyna chodzić do żłobka czy klubu malucha. Adaptacja zakończyła się powodzeniem, a mama mogła odetchnąć z ulgą. I my też ;)
Więc tak, można wyrzucić dziecko ze żłobka, bo sprawia problemy wychowawcze, bo jest zagrożeniem dla innych dzieci, bo nie ma współpracy pomiędzy żłobkiem a rodzicem itd. Tak naprawdę, jeżeli w umowie jest taki zapis, to wszystko da się pod niego podciągnąć. Jednak rolą żłobka jest pomaganie dziecku i rodzicom, jeżeli pojawiają się jakieś problemy wychowawcze. Najpierw należy więc spróbować je rozwiązać. Wypowiedzenie umowy jest ostateczna opcją i to tylko wtedy, kiedy pozostałe zawiodą, kiedy żłobek nie jest już w stanie nic zrobić.
Więc jeżeli ktoś kiedyś będzie chciał wyrzucić wasze dziecko ze żłobka, to najpierw zgłębcie temat – czy faktycznie jest jakiś problem czy może jednak pracownikom żłobka po prostu nie chce się wykazać empatią – łatwiej jest im pozbyć się problemu niż próbować go rozwiązać. Wygodniej jest wziąć bezproblemowe dziecko, zarobić tyle samo, a mniej się narobić. Czyż nie? A przecież czasami wystarczy trochę więcej cierpliwości, odrobinę więcej zrozumienia. To w końcu malutkie dzieci, które nagle zostają same bez rodziców w zupełnie nowym dla nich miejscu i które bardzo potrzebują wtedy wsparcia opiekunów.
*imię dziecka zostało zmienione
1 komentarz
Takie cuda to tylko w żłobkach prywatnych… Zbierają żniwa, bo miejskich jest za mało, w ogóle żłobków jest mało więc i te świetne i te kiepskie funkcjonują, bo na każdy się chętni znajdą.
Ja miałam to szczęście, że po znajomości się moje dzieci dostały do fantastycznego żłobka miejskiego. Jednak zanim udało mi się pokombinować robiłam rozeznanie wśród prywatnych w swojej okolicy i było naprawdę kiepsko.