Moje dzieci to najwspanialsze istoty na świecie, które totalnie zmieniły system moich wartości i nadały mojemu życiu sens. Kocham je i oddałabym im nerkę czy wątrobę bez mrugnięcia okiem – oddałabym za nie moje życie, gdyby kiedyś zaszła taka potrzeba. Ale są też chwile, takie momenty, kiedy szczerze nie lubię moich dzieci i chciałabym, żeby dały mi już święty spokój. Oto 3 z nich:
WYCHODZENIE Z DOMU
Kiedy już przebrnę przez zakładanie czapek, szalików, polarów, kurtek czy nie daj Boże zimowych kombinezonów. Kiedy zasunę wreszcie ten tysiąc suwaków, pomogę zapiąć milion guziczków, rzepów i napów, a pot zdąży spłynąć mi już przez całe plecy aż do tyłka. To właśnie wtedy moje dziecko albo zrobi gigantyczną kupę w pieluchę (kiedyś) albo zapragnie siku (obecnie).
A kiedy już jakimś cudem wyjdę z tego domu z moimi dziećmi (totalnie spóźniona) najczęściej okaże się, że któreś z nich właśnie zapomniało hiper-mega-ważnej i ukochanej zabawki / lalki / autka / smoczka / patyka / przytulanki /książeczki / kamyka / piłeczki itp. i daje o tym właśnie znać całemu światu nie chcąc za nic iść w wyznaczonym przeze mnie kierunku…
POWRÓT DO DOMU
Kiedy po całym ciężkim dniu wrócę wreszcie zmęczona do domu. Kiedy tylko zrobię sobie tą wymarzoną gorącą herbatę z miodem i cytryną i rozsiądę się wygodnie na kanapie chcąc obejrzeć coś w tv albo poczytać książkę. To właśnie wtedy zaatakuje mnie wołanie pt. mamo-zobacz, mamo-podaj, mamo-pomóż, mamo-poczytaj, mamo-znajdź, mamo-daj, mamo, mamo, mamo itp. i każde to mamo-coś tam wbija mi się niczym szpilka w zmęczony i obolały mózg.
A kiedy już uda mi się zaspokoić te ich niecierpiące zwłoki potrzeby i powrócić na kanapę. Lub gdy wytrwam w udawaniu, że kompletnie nic nie słyszę i w ogóle mnie to nie rusza, wtedy moje dzieci zaczynają się zazwyczaj o coś kłócić, przepychać, szturchać, przedrzeźniać albo (nie wiem, czy nie gorsze) szaleć, skakać, śpiewać, biegać, krzyczeć, robić fikołki, wspinać się na moje ramiona, głowę, nogę i inne wystające części mojego ciała…
WIECZORNE USYPIANIE
Kiedy wreszcie uda mi się je nakarmić, wykąpać i zagonić do łóżek. Kiedy przebrniemy przez wybrane książeczki, bajeczki i kołysaneczki, zgasimy światło, a ja odetchnę z ulgą, że już za chwilę, już za momencik będę miała tak wyczekiwany czas wolny dla siebie. To właśnie wtedy zaczyna się najgorszy rodzicielski moment całego dnia – opóźnianie w nieskończoność momentu pójścia spać.
A kiedy tylko wkroczymy w tę fazę mali terroryści wysuwają coraz to nowsze żądania i oczekują mojej natychmiastowej reakcji. Słyszę więc na przemian z dwóch łóżek: pić, siku, pogłaskać, całusek, głodna, gniecie, za gorąco, komar, smutno, boję się, przytulić, kupę, nie chcę spać, za zimno, mucha, boli brzuszek, babcia jest fajniejsza, daj rękę, niewygodnie, chcę spać z tobą, duszno, metka gryzie, mam gila i sto tysięcy innych powodów, żeby tylko nie iść spać…
Ratunku !!!!
Tak, to są 3 sytuacje, kiedy najbardziej nie lubię moich dzieci. A oprócz tych jest jeszcze co najmniej kilkanaście tysięcy innych momentów, kiedy czuję tą narastającą w środku złość i walczę sama ze sobą, żeby tylko nie wybuchnąć i nie wystrzelić moich dzieci w kosmos. Ale potem zawsze przychodzi refleksja i wspomnienie słów mojej córki, której nie pozwoliłam raz zrobić czegoś, na czym jej akurat zależało. Ona powiedziała wtedy do mnie: „Wiesz mamo, nie lubię cię teraz. Ale i tak cię kocham, bo jesteś najlepszą mamą na świecie”. I tak samo mam z moimi dziećmi, które chociaż wkurzają mnie jak mało kto i których czasem po prostu nie lubię, to i tak kocham je nad życie. Bo są moich całym światem. A ja jestem ich mamą. Nieidealną i często po prostu zmęczoną. Ale zajebiście szczęśliwą, że je mam.
7 komentarzy
Ja też kocham najbardziej na świecie, ale nie cierpię zadawania wiecznie tych samych pytań i zmuszania mnie do wspólnej zabawy :P To chyba naturalne, że nie wszystko nam w macierzyństwie odpowiada, w końcu jesteśmy tylko ludźmi.
Dla mnie zabawa z dziećmi to ciężki kawałek chleba :P
Ta rutyna i w kółko te same obowiązki dobijają , ale uwierz mi ,że jak przez to wszystko przejdziesz będziesz chciała cofnąć czas , którego się nie da .Zostaną piękne wspomnienia ,To prawda że małe dzieci to mały kłopot .
Macierzyństwo to piękne chwile .Cieszmy się że dzieciaki są zdrowe , a że broją czy zadają głupie pytania to normalne .Jak powiadają , dziecko brudne to znaczy szczęśliwe .
Ja nie potrafię gniewać się na moje dzieciaki. Nawet jak nabroją, to trochę nakrzyczę, ale nawet nie za bardzo. A za chwilę mam ochotę je przytulić. Inna sprawa, że moje to już nastolatki :-)
Niby dzieci wychowujemy wspólnie to i tak kobiety mają najwięcej na swojej głowie. Tak było i jest. Kwestia organizacji też ma duże znaczenie, co mamy zrobić dziś to nie odkładajmy na jutro.
Zabawa z dziećmi bywa męcząca, ale ja polecam uprawiać z dziecmi sport, np. narty czy tenis.