Są takie książki, w których zakochujesz się od pierwszego wejrzenia, a opisane w nich miejsca chciałabyś odwiedzić choćby i dziś. Dokładnie taka jak książka „W jeżynowym grodzie”, która mimo, że stworzona dla dzieci skradła i moje serce.
Mieszkańców Jeżynowego Grodu możecie kojarzyć z animowanej bajki o tym samym tytule (która kiedyś była emitowana na TVP1) oraz drugiej p.t. „Mysia Dolina”. Ich pierwowzorem był właśnie zbiór opowiadań autorstwa Jill Barklem, brytyjskiej pisarki i ilustratorki. To ona stworzyła ten ciepły i bezpieczny świat myszek, w najdrobniejszych szczegółach oddając przy tym całe, niezwykłe bogactwo natury oraz zwyczaje i rękodzieło starej, angielskiej wsi.
Malownicze opisy oraz szczegółowe ilustracje sprawiają, że siedząc na kanapie i czytając tę niezwykłą książkę naszym dzieciom przenosimy się daleko stąd – do sielankowej krainy, gdzie małe leśne myszki przeżywają swoje radości i smutki przez cały, okrągły rok. Jednocześnie dzięki nim dostrzegamy jakże piękne i wspaniałe może być takie proste życie – czasami wystarczy po prostu docenić to, co już mamy.
Teraz wreszcie i polscy czytelnicy mogą cieszyć się tymi wszystkimi wspaniałymi opowiadaniami i oryginalnymi ilustracjami autorki, bo oto zbiór „W jeżynowym grodzie” został właśnie wydany w języku polskim przez wydawnictwo ZNAK. W związku z tym ma dla Was 3 egzemplarze tej książki do wygrania!
*** KONKURS ***
ZASADY KONKURSU:
– W komentarzu pod tym postem napisz, jaka Twoja ulubiona książka z dzieciństwa i dlaczego?
NAGRODY:
3 x książka „W jeżynowym grodzie” – Jill Barklem
CZAS TRWANIA KONKURSU I WYŁONIENIE ZWYCIĘZCÓW:
ZGŁOSZENIA: do godziny 23:59 dnia 19 lipca 2017
WYNIKI: po 23 lipca 2017 na blogu pod tym postem
Pełny regulamin TUTAJ
———- AKTUALIZACJA 24.07.2017 ———-
WYNIKI KONKURSU
Bardzo dziękuję wszystkim za udział w konkursie!
Książkę „W jeżynowym grodzie” – Jill Barklem otrzymują:
Karolina „Moja ulubiona książka to „Podróż do Piaseczkowa …”
Anna „Ulubiona książka z dzieciństwa to książka, którą otrzymałam …”
Aleksandra DK „Moja ulubiona książka z dzieciństwa, taka, którą …”
GRATULUJĘ!
Każdy ze zwycięzców otrzyma ode mnie na adres e-mail podany podczas dodawania komentarza konkursowego wiadomość potwierdzającą wygraną wysłaną z kontakt@mamoholiczka.pl. Zwycięzca zobowiązany jest w ciągu 7 dni roboczych odpowiedzieć na otrzymaną wiadomość i podać adres do wysyłki nagrody.
59 komentarzy
Moja ulubiona książka to „Podróż do Piaseczkowa”.Dostałam tę książkę od sióstr jak byłam mała i czytały mi ją z mamą na zmianę na dobranoc. Tak lubiłam te bajki, że siostry musiały „reanimować” grzbiet książki bo kartki zaczęły wpadać:) przekazałam ją siostrze by mogła czytać ją swoim dzieciom, które też ją uwielbiają, a teraz wróci do mnie, bo za miesiąc rodzę, bym mogła czytać ją swojej córce. Mam nadzieję że kiedyś będę mogła czytać ją na dobranoc swoim wnukom :)
Najbardziej z dzieciństwa pamiętam książkę ‚Król Maciuś I’. Sama nigdy jej nie czytałam, bo z książką była związana tradycja. Zawsze gdy byłam chora i przyjeżdżała opiekować się mną babcia, to zawsze czytała mi tą książkę. I też dlatego jest to ulubiona książka z dziecinstwa, bo kojarzy mi się z babcią (która niestety już nie żyje) i z takim cudownym czasem spędzonym z nią. Jak byłam mała, to wierzyłam, że to czytanie książki sprawia, że szybciej zdrowieję.
O jeeeeju! Jaakie cudowne ilustracje. Nie mogłabym się na ne naparzyć.
W związku z tym biorę udział w konkursie:
Hmm…ciężko tak odpowiedzieć na pytanie podając jedną książkę, bo lubiłam bardzo czytać jako dziecko. A jeszcze zanim sama zaczęłam czytać, to codziennie mama lub babcia czytały mi książeczki. Pamiętam dobrze serię króciutkich książeczek „Poczytaj mi mamo” (obecnie pięknie wydanych w dużych tomach „zbiorczych”), pamiętam magiczną książkę „Dwie Dorotki’ – to ksiązki, których słuchałam. Jak już podrosłam i byłam w gimnazjum, to zaczytywałam się bez opamiętania w Harrym Potterze. Do tego stopnia, że czytałam go nawet pod kołdrą przy latarce, w tajemnicy przed rodzicami :)
Ciężko mi wybrać ulubioną książkę, bo od najmłodszych lat lubiłam czytać. Pierwszą czytaną, z dużą świadomością, kilkanaście czy kilkadziesiąt razy była „Kocia mama”-Maria Buyno-Arctowa. Uwielbiałam i uwielbiam koty i zaczytywałam się w losach dzielnej Murzynki i jej dzieci. Zaskakujące było to, że książka się w zasadzie źle kończyła. Całkiem inaczej niż inne książki dla dzieci. Swój egzemplarz mam schowany i czeka na czas gdy moja Lusia zacznie sama czytać. Ale już teraz wiem, że jej się spodoba.
Moją ulubioną bajką była Wasylisa Pięknolica. To rosyjska baśń. Ktoś mi kiedyś w dzieciństwie podarował książkę z rosyjskimi bajkami, która była niezwykle pięknie ilustrowana. I gdy teraz sobie o tym pomyślę, to nie wiem, czemu ciągle prosiłam mamę, żeby czytała mi tę konkretną opowieść, bo tak naprawdę strasznie się jej bałam ;p Jest tam taka jedna ilustracja, z Babą Jagą, która zamiast nóg miała jakiś gruby pinek drewna i była naprawdę przerażająca… Ale bałam się jej i jednocześnie fascynowała mnie. Przede wszystkimcała opowieść była inna, niż te słodkie historyjki o księżniczkach i zwierzątkach. Co ciekawe, obecnie mój prawie 6-letni syn również prosi o czytanie tej samej książki, choć jego ulubioną bajką jest Pióro Finista Jasnego Cud Sokoła :)
A tak się presentuje Baba Jaga: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/4/45/Bilibin._Baba_Yaga.jpg/1200px-Bilibin._Baba_Yaga.jpg
Moja książka z dzieciństwa to „Baśnie „-Andersena. Do dziś pamiętam te pięknie ilustracje i emocje kiedy któreś z rodziców czytało mi i siostrze. Szczególnie pamietam opowieść o „Dziewczynce z zapałkami” i była to opowieść która wyciskała łzy kiedyś także mojemu tacie gdy był małym chłopcem.
Ulubionymi książkami mojego dzieciństwa są autorstwa Dr. Seussa, czyli Kot Prot, Słoń który wysiedział jajko.
Kto jeszcze nie czytał ich ze swoimi dziećmi to bardzo polecam:)
Dlaczego są moimi ulubionymi? Do dzisiaj pozostaję fanem abstrakcji i fantastyki, te książki łączyły jedno z drugim w sposób lekki i przyjemny w odbiorze dla dzieci.
Zaintrygowałaś mnie tą książką. Muszę rozważyć ją dla córki.
Ulubiona książka z dzieciństwa to książka, którą otrzymałam w prezencie od mojego ojca. Miałam kilka lat, a on tę książkę czytał jako nastolatek. Dla mnie było na nią za wcześnie, ale czytałam ją z zainteresowaniem, a potem dopytywałam ojca, co to znaczy „kontemplować” albo „perorować”. :-) Ta książka to „Piegi w świetle księżyca”, wędrowała ze mną przez wszystkie kolejne przeprowadzki i jest pamiątką po moim nieżyjącym już tacie, który zaraził mnie pasją czytania.
Książka pt Poznaje świat. Nadal ja mam. Czasami chętnie zagladam do niej wtedy cofam się do swojego dzieciństwa, każda kartka odswierza zamazaną juz przeszłość, jest to cudowne uczucie.
Moją ukochaną bajką z czasów gdy byłam mała jest Kopciuszek!
Mama wieczorami zawsze czytała mi bajki do snu, a Kopciuszka tak uwielbiałam, że często zdarzało się że ją poprawiałam, gdy chciała coś ominąć! Kopciuszek był zdecydowanie jedną z moich ulubionych bajek!
Lubiłam ją, ponieważ dziewczynka była taka biedna i musiała wszystko robić za swoją okropną macochę, ale pojawił się Książę i uratował ją z tego domu!
Do dziś mam dusze romantyczki, pewnie głównie dlatego ta historia tak szczególnie przypadła mi do gustu!
Ale muszę przyznać, że dziś też czytam ją do snu dziecku!
Super książka i piekne ilustracje. Polecam każdej mamie. ;)
ulubiona książka z dzieciństwa? chyba „Mała księżniczka”
Frances Hodgson Burnett, piękna opowieść o dziewczynce o dobrym sercu i niesamowitej wyobraźni
Moja ulubiona to „Opowiastki o zwierzętach” Beatrix Potter – które zresztą mam na pamiątkę do dzisiaj i czytuję ją teraz naszemu synkowi. Swoją drogą, trochę kojarzą mi się z Jezynowym Ogrodem – mają podobne ilustracje i autorka również pochodzi z Wielkiej Brytanii. A dlaczego? Bo była to pierwsza książeczka, którą sama przeczytałam, kiedy dostałam ją pod choinkę w wieku 5 lat.
Moja ulubiona książka z dziecinstwa to „Ania z Zielonego wzgórza” miło wspominam tą ksiażke i niedługo podsune ją córce.
Piękne ilustracjeMoja ulubiona książka z dzieciństwa to Ania z Zielonego Wzgórza.Przeczytałam wszystkie częściUlubiona bo jak żadna inna poruszała moja wyobraźnię i emocje
Moją ulubioną książką była „Ania z Zielonego Wzgórza” L.M.Montgomery.Przeczytalam wszystkie części przygód Ani jej dzieci.Oczami wyobraźni widziałam to wzgórze, i inne miejsca.Żadna książka nie była dla mnie tak widzialna jak „Ania” właśnie. Podobało mi się to” jak nazywała róźne miejsca, że była ambitna.Ale wiele razy mnie rozśmieszała np.tym gdy zafarbowała sobie wlosy na zielono lub gdy przez przypadek spiła Dianę nalewką
Przepiękne ilustracje, wspaniały konkurs dla małych moli ksiązkowych, podsyłam siostrze może z chrześnicą zawalczą o nią. U mnie ulubioną pozycją była Ania
Moją ulubioną książką z dzieciństwa była Ania z Zielonego Wzgórza (a właściwie seria, bo przeczytałam wszystkie części). Odnajdywałam w niej cząstkę siebie. Ja też ciągle się zamyślałam i popełniałam błędy. Zresztą popełniam do dzisiaj. Ale ważneże nigdy nie są to takie same błędy – więc błędy na coś się przydają – i taką naukę wyniosłam z serii o Ani.
Ja bardzo lubię przygody Mikołajka i Kubusia Puchatka.
Uwielbiałam „Dzieci z Bullerbyn”. Bardzo podobały mi się przygody tych dzieci i marzyłam żeby być wśród nich:)
Ciekawa książka.
Moja ulubioną książką z dzieciństwa była „Bracia Lwie Serce” autorstwa Astrid Lindgren. Była to też pierwsza pozycja która przeczytałam sama. Wcześniej książki czytał ci codziennie przed snem tata, ale gdy zaczął powiedziałam że tą właśnie chce przeczytacsama i ma wybrać inną do wspólnego przerabiania. Pochłonęłam ją w dwa dni i zapoczątkowała ona u mnie nałogowy książkoholizm. Była piękna i również smutna, a na pewno magiczna
Moją ulubioną książką z dzieciństwa jest „Nie płacz koziołku” Siergieja Michałkowa. Piękne wydanie tej książki dostałam jednego roku od Mikołaja. Mogłam mieć wtedy siedem, może osiem lat. Pierwszy raz poznałam przygodę koziołka zaraz po świętach, gdy wieczorem mama przeczytała mi ją przed snem. Byłam tak poruszona książką, że prosiłam aby mama przeczytała mi ją jeszcze raz. Przeżywałam straszną przygodę jaka spotkała upartego koziołka. Cieszyłam się razem ze wszystkimi zwierzątkami gdy wilki zostały pokonane i mały łobuziak cały i zdrów wrócił do domu. Byłam zła na świnkę-sąsiadkę, że nie pomogła koziołkowi. Pamiętam, że książka ta bardzo długi czas była książką czytaną na dobranoc. Znałam na pamięć całą historię. Wszyscy domownicy mieli jej dość i podtykali mi nowe książki z myślą, że w końcu dam spokój koziołkowi. Do tej pory czuję sentyment do tej historii. Teraz widzę w niej coś głębszego niż tylko zwykła przygoda. Dostrzegam co autor chciał ukazać w swoim utworze. Sama teraz mam małą córkę. W jej małej jeszcze biblioteczce już jest książka „Nie płacz koziołku”. Nie jest to moja stara książka, gdyż nie przetrwała do dnia dzisiejszego. Córka też lubi słuchać historii niesfornego koziołka. Co bardzo, bardzo mnie cieszy. To taka piękna opowieść.
Moja ulubiona książka z dzieciństwa to „Spotkanie nad morzem”. Wtedy zachwyciła mnie opisami wakacji, dziś rozbudza tęsknotę za czasami, których już nie ma. Bo i ja nigdy nie doświadczenie już takich wakacji i tego świata opisanego w książce już nie ma…
Najmilej z dzieciństwa książkę „Pippi Langstrump” wspominam,
Takiej książki się nie zapomina.
Jest ona o dziewczynce, która śmiesznie ubrana,
Psoci już od samego rana.
Żyje ona samotnie z małpką i koniem,
mnóstwo pomysłów ma,
Słabszym i poszkodowanym pomaga.
Doskonale sobie radzi, jest najsilniejszą osobą na świecie,
Takiej z tyloma pomysłami nigdzie nie znajdziecie.
Tę książkę mile wspominam do dnia dzisiejszego,
Z uśmiechem na twarzy, czytam ją teraz dla dziecka mojego.
Pippi różne niesamowite przygody przeżywa,
nigdy się nie poddaje, co chce to zdobywa.
Teraz, kiedy sama mamą jestem książka ta nam towarzyszy,
córka słucha jej uważnie i bacznie się ilustracjom przygląda,
bo Pippi oczywiście śmiesznie w swych ubraniach wygląda.
Pippi Pończoszanka to najweselsza i najbardziej zwariowana dziewczynka na świecie!
Kto nie pamięta jej dwóch rudych wiecznie stojących warkoczy? :)
Mała bohaterka potrafiła zawsze poprawić mi humor swoimi dziwnymi przygodami,
a z dialogów śmiałam się w głos! :) Jako dziecko marzyłam, żeby mieć takie życie jak ona. :)
No i ta siła oczywiście… :) Potrafiła przecież podnieść swojego konia. :)
Pamiętam też książkę wydaną pod tytułem „Fizia Pończoszanka” i na zawsze pozostanie ona w mojej pamięci.
Z Pippi nie można się nudzić. :D
Moją ulubioną książką z dzieciństwa są „Dzieci z Bullerbyn”. To pierwsza książka, którą samodzielnie przeczytałam. Prostota, ciepło i poczucie humoru przekazane w książce sprawiły, że z ogromnym zaciekawieniem i radością czytałam o fantastycznych przygodach głównych bohaterów. Dzisiaj jest to ulubiona książka mojej 5 letniej córeczki, codziennie od kilku już miesięcy z przyjemnością czytam jej przed snem. Jest to dla mnie możliwość powrotu do wartościowej lektury z dzieciństwa.
PCHŁA SZACHRAJKA! Uwielbiałam tą książkę! Pamiętam jak męczyłam tatę, aby czytał mi ją nawet kilka razy i jeszcze raz i jeszcze raz! Pamiętam jak dziś, dlaczego ją tak uwielbiałam? Właśnie za ten czas spędzony z tatą i nasze wspólnie uśmiechnięte buzie! Teraz ja czytam swojej córeczce, by miała tak wspaniałe wspomnienia! I dla niej walczę o tą piękną książkę ;)
Tylko wyjątkowe książki stają się ulubionymi. Najpewniej mają swoją indywidualną historię i są subiektywnie piękne.
„Mistuś Pasiflorek i baobab”; „Babcia Zynia i Potwór Kazoar” – dwa osobliwe tytuły i uroczy bohater – tytułowy Mistuś, królik, który tak skutecznie (o)czarował małą Asię. Mistuś, wręcz.. mistyczny! ;-)
Wymięte kartki, strony znane do bólu na pamięć, jakby zmęczone częstotliwością, zaangażowana, uśmiechnięta rytualnie Mama – nasz czas, nasz literacki, bajkowy most, do krainy, którą stworzyłyśmy i którą co wieczór, przed snem razem odwiedzałyśmy.
Pamiętam śliski papier, czcionkę i format książki, a piękne ilustracje mnie hipnotyzowały. Na samą myśl o tych chwilach ściska mnie w brzuchu :-) Bo Mistuś.. jest synonimem pięknego dzieciństwa i wszechobecnej beztroski.
PS Pora przekazać zakurzone egzemplarze, uśpione gdzieś na strychu kolejnemu pokoleniu.. :-)
Moja ulubiona książka z dzieciństwa to „Dzieci z Bullerbyn”. Była to lektura szkolna i wtedy czytaliśmy ją z tatą na zmianę po jednym rozdziale. Nie miałam w domu wielu książek dla dzieci a ta była moja własna i jest do tej pory. Pomimo, że nie ma tak jak inne książki dla dzieci pięknych, cieszących oko ilustracji to niezwykle mnie urzekła. Bardzo często wracałam do tej pozycji już w dzieciństwie, szczególnie do fragmentów opisujących święta Bożego Narodzenia. Wprowadzały mnie one w świąteczny klimat, opisując ten czas w bardzo ciepły sposób przepełniony rodzinnym szczęściem i dziecięcym zachwytem nad magią świąt. Przez długi czas nie było dla mnie Bożego Narodzenia bez przeczytania odpowiednich fragmentów. Sposób w jaki została napisana ta książka sprawia, że dziecięcy bohaterowie stają się naszymi przyjaciółmi, przeżywamy z nimi radości i smutki a jednocześnie chcemy być tacy jak oni i mieć podobne przygody a przede wszystkim poznać takich wspaniałych przyjaciół. Dzisiaj, gdy już sama jestem mamą lubię przeczytać przed snem synkowi jego ulubione fragmenty. Całą książkę przeczytaliśmy już kilka razy, co zabawne teraz zajmuje to o wiele mniej czasu. Ważne dla mnie było aby i on poznał moją ulubioną książkę bo drugiej takiej do tej pory nie znalazłam. To jest książką, którą chciałoby się przeczytać od początku do końca bez przerwywania.
Moją ulubioną książką z dzieciństwa były „Bajeczki z obrazkami” autorstwa Władimira Sutiejewa. Jest to zbiór kilkunastu opowiadań i jako dziecko znałam wszystkie (poza ostatnim, które nie przypadło mi do gustu) na pamięć. Poza treścią – prostą, spokojną, z pozytywnym przesłaniem i niekiedy z morałem, dużą siłę tej książki stanowią ilustracje, często stanowiące uzupełnienie treści.
A drugą ukochaną książką były wiersze Zbigniewa Lengrena ze zbiorku „O dzieciach czarnych, białych i w paski” – szczególnie „Czarny kiermasz” i „Gałgankowy skarb”. Zabawne wierszyki łatwo zapadały w dziecięcą pamięć i niektóre pamiętam do dziś.
Nie było zbyt wielu książek dla dzieci w moim domu. Pamiętam „Bajarka opowiada” i „Mysia kapotka”, pamiętam też ilustrację Szancera z Królową Śniegu zdobiąca okładkę Baśni Andersena. Nie lubiłam tych książek- nie przepadałam za bajkami tego typu, a poza tym rodzice byli często zbyt zmęczeni, by nam czytać na dobranoc, a ja zbyt mała by zmierzyć się z małą czcionką samodzielnie. Mój wybór nie będzie typowy, ponieważ ulubioną książką mojego dzieciństwa stała się… olbrzymia pięciotomowa encyklopedia PWNu! Nuda? Nie! Oczywiście pełno było w niej haseł i zbyt trudnego języka, jednak grube księgi ukrywały również piękne kolorowe ilustracje, takie na całe strony, a czasem takie rozciągające się na kilka rozkładówek. Do dziś przed oczami mam niektóre z nich- motyle świata, rasy psów, portrety ludzi z różnych krajów, flagi… Przeglądałyśmy z Misią, moją młodszą siostrą te encyklopedie godzinami… Często bawiłyśmy się w „moje”- na zmianę wybierałyśmy i wskazywałyśmy obrazki przedstawiające to, co z danej kategorii najbardziej nam się podoba i mówiłyśmy „moje”- brzmi jak najnudniejsza zabawa świata, a wciągała nas wielokrotnie i bez pamięci! Potrafiłyśmy przeglądać te encyklopedie nawet podczas korzystania z nocników… To musiała być naprawdę wielka miłość <3
Od wczesnego dzieciństwa byłam nałogową pochłaniaczką książek i bardzo trudno byłoby mi wybrać jedną ulubioną lekturę gdyby… no właśnie gdyby nie jedno zdanie w Twoim opisie tej uroczej książki. Kiedy przeczytałam o pięknie prostego życia, które jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy je docenić pomyślałam, w kontekście konkursu, o książce, która taką prostotą emanuje.
„Heidi” Johanny Spyri – zachwyca mnie piękną historią sierotki, którą los rzuca w niegościnne z początku progi Halnego Stryjka, jej dziadka. To jak dziewczynka wrasta w życie małej alpejskiej wioski, zmienia na lepsze ludzi, którzy mają z nią styczność czyta się doskonale. A potem gorzka rozłąka i zimny, nieprzyjazny Frankfurt.
To co mnie urzekało w tej opowieści to opisy codzienności mieszkańców małego domku w szwajcarskich Alpach. Wędrówki z kozami na górskie hale, krystaliczne powietrze i iskrzące w słońcu strumyki to była alternatywa dla życia na ostatnim piętrze w wieżowcu w wielkim przemysłowym mieście. Zastanawiałam się jak smakuje dopiero co wypieczony chleb z masłem i serem pochłaniany przez dzieci na alpejskiej łące, kubek spienionego mleka prosto od kozy. Wyobrażałam sobie to wszystko na ile pozwalała moja dziecięca wyobraźnia. Ta wspaniała przyroda ze szczytami górskimi w tle osładzała trudy życia, brak udogodnień, które znamy był atutem.
Piękna, mądra książka, chyba sięgnę po nią wieczorem :) od ostatniego spotkania minęło jakieś 20 lat.
Jako mała dziewczynka książek nie lubiłam,
od wszelkiej lektury namiętnie stroniłam,
nieważne, czy czytać chciała mi mama,
czy sięgnąć miałam po książkę sama…
Aż Harry Potter wpadł w moje ręce
i zakrzyknęłam „O ja cię kręcę!”,
jak pelikan połknęłam pierwszy tom cały
i tak priorytety mi się pozmieniały!
Gdy lat miałam osiem z małym kawałkiem
czytałam książki już chętnie całkiem.
A Potter do dziś we mnie uczucia budzi,
on mi się przenigdy chyba nie znudzi,
kiedy przypomnę sobie te czary,
to zaraz przechodzą me ciało ciary :-)
„co wiezie okręt” – książka zaczytana przeze mnie :) Wypozyczona z biblioteki, ale już do niej nie wróciła. Była już w takim stanie, że trzeba było oddać w zamian coś innego.
Ile ja bym dała żeby mieć ją i czytać teraz moim synom ;-)
Książka z mojego dzieciństwa, która zapadła mi najbardziej w pamięci, to bardzo stare wydanie Baśni J.Ch.Andersena. Uwielbiałam, kiedy wieczorami rodzicie czytali mi je, pamiętam dokładnie te ilustracje i już wtedy pożółkłe strony. Często wykbrażałam sobie, że jestem obok bohaterów i przeżywam wszystko z nimi. Jak się okazało niedawno w moim rodzinnym domu znalazłam to dokładnie wydanie Baśni i trzymam je dla swojej córeczki, mam nadzieję, że moja Maja również będzie wspominać je z sentymentem, gdy dorośnie. ☺️
Ojeju ale piękna książka *-* Aż by się chciało wrócić do beztroskich czasów dzieciństwa ♥
odpowiadając na pytanie, nie mam jednej ulubionej… mój dziadek zaszczepił we mnie miłość do czytania, pamiętam, że kupował mi serię małych książeczek z gazety Fakt, które mam do dziś i wiem że zostawię je moim dzieciom :) Są to książki, do których wracam nawet teraz, są tam takie bajki jak „Królewna śnieżka” „Dziewczynka z zapałkami” „Mała syrenka” a także była seria o zwierzątkach, różne historie zwierząt ♥ Są to moje ulubione książeczki z dzieciństwa, nie rozstawałam się z nim na krok i zawsze wyczekiwałam ich z zapartym tchem, a pani z sklepiku nigdy nie sprzedała ich nikomu innemu tylko mojemu dziadkowi, bo wiedziała że on je kupuje je specjalnie dla mnie :) Mimo że dziadka już nie ma to przynajmniej mam coś co przywołuje mi piękne wspomnienia związane z nim :)
Moją ulubioną była Academia pana Kleksa. Czytalam z wielką przyjemnścią ta książke, odrazu zapragnełam uczęszczać do takiej szkoły. Gdzie panowała bajkowa atmosfera, czarodziej nauczyciel, ptzykaźni koledzy, zajęcia kreatywne, które rozwijały wyobraźnię, magiczne podróże i kolorowo piegi zamiast ocen. Po przeczytaniu książki zawsze wyobrażałam sobie idąc do swoje szkoły że ide właśnie tam.
Moją najukochańszą książką była „Mała księżniczka. ]Jest to najpiękniejsza opowieść mojego dzieciństwa. Pokazuje wspaniale, że nie wolno się poddawać i zawsze warto być dobrym człowiekiem, nawet jeżeli spotyka nas wiele nieszczęść. Sara Crewe z bardzo szczęśliwej dziewczynki jednego feralnego dnia została praktycznie żebraczką, pozostawioną na łasce właścicielki pensji dla panien. Nie dała się jednak złamać i do końca pozostała sobą. Zły los nie będzie przecież trwał wiecznie, jeszcze wszystko może się odmienić – nawet głodna, obdarta i brudna troszczyła się bardziej o innych niż o siebie i wierzyła w przyszłość. Oczywiście też marzyło mi się nagle zostać taką księżniczką wrócić do swojego starego pokoju i zastać go odmienionego z mnóstwem zabawek i małą małpką :)
Odkąd pamiętam lubiłam czytać. Godzinami mogłam siedzieć nad książką i często wracałam do jednej po kilka razy. Bajki, które posiadaliśmy w domu były znane prawie na pamięć, w bibliotece większość przewertowana. Jednak książką, która najbardziej zapadła mi w pamięci myślę, że to ta pt. ,, Dzieci z Bullerbyn”. Do dziś pamiętam niektóre ich przygody, które czytałam z zapartym tchem. Wyobrażałam sobie, że razem z nimi je przeżywam. Tunele w sianie, poziomki nanizane na trawę, mleczne zęby zbierane do pudełka… Długo by wspominać ich przygody. Pamiętam, że miałam ochotę odtworzyć w realu niektóre z ich pomysłów. I gdyby ta książka znalazła się u mnie w domu, to ja także po cichu bym ją po raz kolejny z uśmiechem przeczytała.
Ulubiona książka z dzieciństwa to oczywiście Mały Książę. Dlaczego? Bo jest uniwersalna dla małych i dużych czytelników. I choć znam ją niemal na pamięć, nadal chętnie po nią sięgam
Ulubiona książka z wczesnego dzieciństwa to baśń Piotra Jeroszowa „Konik Garbusek”, która jest niezwykle klimatyczna, niepowtarzalna, zaczarowana i zawsze aktualna. Do dziś pamiętam wygląd książki: duża, twarda, złota okładka w formacie A-4, a na niej piękny koń. W środku z kolorowe ilustracje, kredowy papier i duża czcionka. Wpierw książka zauroczyła mnie kolorami, jednak moją uwagę przykuła treść i przesłanie. Baśń czytałam wielokrotnie. Chyba dlatego, że podświadomie jako mała dziewczynka identyfikowałam się z tytułowym bohaterem. Podobnie jak Konik Garbusek ja także wyróżniałam się wyglądem spośród innych – nosiłam okulary i zawsze byłam tą najwyższą.
A ze starszego dzieciństwa pamiętam książkę „Jadwiga i Jagienka”, którą przeczytałam 3 razy, bo tak mnie zafascynowała królowa Jadwiga, jej służka Jagienka i życie w zamku przed wiekami.
Synonim dzieciństwa i świata fantazji
zaczął się w szkole w przy pewnej okazji
jako lekturę ją przeczytać musiałem
i tak w Panu Klesie się wtedy zakochałem…
Teraz gdy o nim wspominam po latach
przenoszę się w czasie i marzenia przeplatam:
by uczniem w szkole Ambrożego móc zostać
i do owej magicznej Akademii się dostać
Chciałbym by moim przyjacielem się stał
i nierealistyczny pokazywał mi świat…
Wielkim sentymentem darzę tę opowieść
na zawsze zapamiętam i wnukom opowiem :)
Ruska książka
Ja miałam taką „ruską książkę” i była ona „MOJĄ NAJULUBIEŃSZĄ” :D:D Nic z niej nie rozumiałam tzn. z tekstu, ale miała mnóstwo kolorowych obrazków. Był to chyba jakiś podręcznik do klas początkowych. Uwielbiałam tworzyć – opowiadać historie na podstawie ilustracji, szukać szczegółów. Były tam obrazki zwierząt, pracujących ludzi, przyrody. Były też jakieś absurdalne typu : szalony koń prowadzący auto a za nim dwa króliki w kaskach na motorze; był kot łowiący szczupaka na wędkę, ale były też ilustracje wspólnych przygotowań rodzinnych do świąt, wspólnego gotowania oraz prac w ogródku. Takie zwykłe rzeczy: pomaganie starszym, chodzenie na grzyby do lasu jesienią lub zabawy z młodszym rodzeństwem. Były historyjki przyczynowo-skutkowe oraz typu „znajdź różnicę”. Wiele się z nich nauczyłam. Uwielbiałam sięgać po tę książkę wciąż i wciąż na nowo.
Książkę zresztą mam do dziś. Wychowały się na niej moje obie córeczki :)
PS. Strony z Leninem skleiłam :D Rosyjskiego nadal nie znam :D
Konik Garbusek-Natalia Usenko….:)!!!
Moja „naj” książka nie jest dość znana,to bardzo piękna baśń o Koniku Garbusku.Opowiadała historię małe go szarego konika który strasznie chciał byc tak piekny jak inne konie…..w książce tej oprócz tego, że była bardzo długa i mama musiała ja bardzo długo czytać ….było również wszystko to co każda mała dziewczynka oczekuje od bajki…piekne ksieżniczki w zdobionych cekinami strojach,wartka akcja,walka dobra ze złem i mały biedny konik który uważał że jest za bały i za słaby na wszystko a w rezultacie poradził sobie ze wszelkimi przeciwnościami losu.Najbardziej zapadł mi w pamięci rozdział jak Garbusek przygladał się pięknym ogierom ze złotymi grzywami które galopowały po polu zborza niszcząc je……i strasznie chciał byc taki jak one…ot taki morał
-NIE WSZYSTKO ZŁOTO CO SIE ŚWIECI
Jest upalny, letni dzień… Wszystko jakby posypane złotym brokatem, nawet powietrze drży z emocji. Wszystko trącone od niechcenia czarodziejską różdżką. W tej scenerii mały chłopiec Janek. Idzie z wiklinowym koszem na jagody. Przekracza granicę lasu, niezwykłego królestwa, które przyciąga, zachwyca i budzi lęk. Szelesty, szumy, tańczące z cieniem światło. Wszystko szepcze, uchyla rąbka tajemnicy. Mały Janek poddaje się tej leśnej magii, zasypia…i przenosi się do baśniowej krainy jagodowego króla, panien Borówczanek i jagodowych krółewiczów.
” Na jagody”to jedna z najpiękniejszych książek mojego dzieciństwa. Do tej pory mnie wzrusza i zachwyca. Mój egzemplarz pochodzi z lat siedemdziesiątych, ale piękne ilustracje Zofii Fijałkowskiej nie tracą na urodzie. Wydaje mi się, że to właśnie te piękne obrazki czynią ją tak niezwykłą. Jako dziecko patrzyłam na nie i przymykałam oczy, żeby jak mały Janek przenieść się do tego baśniowego świata. Moja sześcioletnia córeczka Ania też ją bardzo lubi, kiedyś namalowała mi na prezent pannę Borówczankę.
Może „w Jeżynowym grodzie” stałaby się taką niezwykłą książką dla mojej Ani? Ilustracje są przepiękne…
Pozdrawiam serdecznie.
Aga mama Ani
Moja ulubiona książka z dzieciństwa to „O czym szumią wierzby”. Wspominam z wielkim sentymentem postaci, których przygody były dla mnie tak niezwykłe, a jednocześnie tak realne, że każda okoliczna wierzba napawała mnie nadzieją, że może spotkam piątkę przyjaciół :) Największym marzeniem było spotkać Borsuka. Dzisiaj wracam do literatury z dzieciństwa czytając ją moim dzieciom. Kiedy sięgam pamięcią wstecz przypominam sobie z własnego doświadczenia jak wspaniały i fascynujący może być świat, który powstaje w wyobraźni dzieci, gdy czytamy im książki.
Bez wątpienia ulubioną książką mojego dzieciństwa był „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera. Próbowałem sobie przypomnieć coś innego, bo ten wybór trochę mało dziecięcy. Ale nie jestem w stanie wybrać inaczej.
„303” podsunął mi brat, przedstawiając jako opowieść o dzielnych wojownikach. Czego innego potrzeba kilkuletniemu chłopcu? Do lektury wracałem wielokrotnie, przeczytałem ją pewnie z 50 razy. I za każdym towarzyszyła ta sama fascynacja. Książka wprawdzie o wojnie, ale nie opisująca jej okrucieństw. Powietrzne pojedynki są raczej tłem do opowieści o pilotach – współczesnych rycerzach.
Jak się zastanowić to dawno nie miałem „Dywizjonu” w rękach. Trzeba będzie przeczytać, choćby to było po raz 51…
Moja ulubiona książka z dzieciństwa, taka, którą mam do tej pory, mimo że okładka się rozpada a strony wylatują i w tym roku minie 25 lat odkąd ją dostałam. Książka, którą podarował mi jeden z najcudowniejszych ludzi w moim życiu. To zanim zdradzę tytuł to trochę przynudzę jak ją dostałam. Święta Bożego Narodzenia w dwupokojowym mieszkaniu moich dziadków przy warszawskich Łazienkach. Piątka dzieci biegająca po pokojach, Babcia z Mamą i Ciocią szalejące w kuchni i Dziadek, Tata i Wujek dyskutujący o tematach, które wtedy dla dzieci były tak nudne, że lepiej było od nich uciekać. Kolacja dużo śmiechu, szczęście a w powietrzu mieszające się zapachy choinki, kompotu z suszu, karpia. Ciągły śmiech z Dziadka, który opowiadał kawały najlepiej na świecie. Po zjedzonej kolacji nadeszła pora na prezenty. Dostałam od Dzidków książkę i łóżko dla lalek, jej jak cudownie… Zaraz, zaraz moje starsza siostra cioteczna dostała plastikowe mebelki dla lalki Barbie, marzenie każdej dziewczyny. Cisnęłam swoje podarunki i uciekłam zapłakana do drugiego pokoju, przyszedł Dziadek w ręku trzymając to, co chwilę temu rzuciłam w kąt. Spytał, co mi jest, odpowiedziałam, że też chciałam meble dla lalek. Dziadek popatrzył na nie swoimi wielkimi błękitnymi oczami (nigdy nie widziałam bardziej błękitnych oczu) i powiedział, że teraz wydaję mi się to niesprawiedliwe, ale kiedyś zrozumiem, dlaczego ja dostałam właśnie ten prezent i spytał czy mi poczytać. Książka była tak wciągająca, że zostałam u Dziadków aż do Sylwestra i codziennie ją czytaliśmy. Ja czytałam ją później sama jeszcze wiele razy. Żadna inna książka nie pobudziła aż tak mojej wyobraźni, dzięki niej przeżywałam wszystko wraz z bohaterami, czułam się jej częścią. Moja ukochana książka z dzieciństwa to ,,Opowieści z Narnii”. I jestem bardzo wdzięczna, że dzięki Dziadkowi mogłam poznać te wspaniałe przygody. A co do łóżeczka kilka lat później dowiedziałam się, że Dziadek zrobił je ręcznie, wszystkie elementy, a Babcia uszyła pościel. Lepszego prezentu dostać nie mogłam.
„Biały kieł” i „Zew krwi” Jacka Londona.
Dlaczego? W zasadzie nie wiem, czy zasługują w moim odczuciu na miano najlepszych, ale wiem jedno – do dziś, kiedy o nich słyszę, wywołują we mnie silne emocje. Pamiętam, kiedy je czytałam – siódma klasa podstawówki, delikatna sugestia kogoś z rodziny, że to chyba chłopaczarskie książki, ferie, ostra śnieżyca za oknem. A w mojej wyobraźni próba bratania się człowieka z ostrą naturą, prawdziwa historia przyjaźni zwierzęcia i człowieka, zaśnieżone groźne góry dające w kość i ten nieustający spokój płynący z przyrody, którego do dziś tak często nam brakuje w codziennej gonitwie wielkich miast. Czasem jeszcze czuję ten klimat. Chociażby na mroźnym, trochę zbyt długim spacerze po lesie. Szybciej zginam przemarzniete palce, zakładam dodatkowy sweter i wcale nie wracam od razu do domu. Dopiero, gdy natura da mi lekko w kość, doceniam ciepło domowego ogniska
Mnie najbardziej w pamięci utkwiła książka „Fizia Pończoszanka”. Była to książka, którą się zafascynowałam ponieważ tam działo się wszystko to co ja chciałabym czasem zrobić. Kiedy było mi smutno to zawsze myślałam o Fizi i jej przyjaciołach, myślałam o jej odwadze i sile. Czasami jej podejście wtedy by mi się przydało. Może tylko nie zmyślałabym tak jak ona. Teraz znalazłam u babci tę książkę, która jest już bardzo sfatygowana i co jest smutne brakuje kilku ostatnich kartek. Patrząc na tę książkę pomyślałam, że ja swoim dzieciom nie pozwolę niszczyć książek. Ale z drugiej strony widać, że ta książka na pewno cieszyła się powodzeniem wielu małych czytelników.
„Biały Kieł” – piękna i niezwykle wzruszająca książka o wilku, który zaznał od ludzi mnóstwo okrucieństwa i cierpienia… ale mimo wszystko daje nam również nadzieje, że nie wszyscy ludzie są tacy sami i kiedyś w końcu my też odnajdziemy własne szczęście… Myślę, że to jedna z tych książek, która podoba się czytelnikom niezależnie od wieku :) Była częścią mojego dzieciństwa i z przyjemnością bym do niej powróciła… Poprzez fakt, że nosi w sobie masę wartości do dziś mam do niej ogromny sentyment.
„ Piotruś Pan i Wendy” to bajka ponadczasowa,
Pamiętam gdyż czytałam ją bratu – jest odlotowa.
Jestem od Niego starsza o kilka lat,
Chętnie wprowadzałam Go w książkowy świat.
Po dobranocce do łóżka wskakiwał
I grzecznie czytaną prze ze mnie bajkę nasłuchiwał.
Widziałam w Jego oczach niezwykłą ciekawość,
Nie rozpraszał mnie – nigdy nie miał jej dość.
Ja sama się w tej książce zakochałam,
W końcu kilka razy ją bratu czytałam.
Ta książka niby bardziej do chłopców pasująca,
Jest naprawdę wciągająca.
Od kilku lat brat już swoją rodzinę ma,
I ta książka u Niego ważne miejsce w biblioteczce ma.
„Piotruś Pan i Wendy” to bez wahania,
Książka godna czytania,
Godna zaufania.
Moja ulubiona w zasadzie seria książek to ta o marchewkowowlosej Ani z Zielonego Wzgórza. Seria, którą zaczęłam czytać około 2 lata wcześniej niż zalecaly napisy na książce ;-) i moja ulubiona, „Wymarzony dom Ani”. Czułam podskórnie, że główna bohaterka w końcu znalazła spokój, to czego szukała całe życie. Rodzinę, miejsce życia, porządek w głowie. I już wtedy marzylam o takim spokoju duchowym, radości w sercu, pojednaniu ze sobą i ze światem ;-) spokojnie i bez wyrzutów sumienia w odpowiednim momencie zdejmowanie ten egzemplarz ze strychu i podaruje go mojej córce, być może też poczuje to co ja :-)
Przeżywając fakt pójścia mojego dziecka do przedszkola wspominam jak mama czytała mi „Wesołe przedszkole” Marii Kownackiej. Bardzo lubiłam te opowiadania. Wśród opowieści o przygodach dzieci w przedszkolu była też taka, gdzie wróżka wyczarowała smakowite szyszki na bal lalek. Potem mama w swojej kuchni wyczarowała dla mnie te szyszkowe iryski. Palce lizać. I tak pierwszy raz zagościła książka na moim talerzu. Do dziś preferuję te kucharskie.
Pierwszy raz na książkę dzieci z Bullerbyn natknęłam się w szkole, jako lektura obowiązkowa była przeze mnie czytana po raz pierwszy. Spodobała mi się i wracałam do niej jeszcze kilkukrotnie. Uwielbiałam siadać do jabłonią czy orzechem w naszym ogrodzie latem bądź w kuchni przy ciepłym piecu zimą i wczytywać się w fantastyczne przygody dzieciaków. Lisa moja ulubiona bohaterka zawsze tak ciekawie „opowiadała”. Książka podobała mi się do tego stopnia, że poprosiłam o nią na urodziny, teraz przy okazji pisania tej odpowiedzi a i z okazji tej, że jestem u rodziców z córeczkami na kilka dni małych wakacji, odszukałam już moją książkę i będę ją czytać dziewczynkom <3
Pollyanna moja ulubiona.
Dziewczynka mała, osierocona.
Dzielna i miła, z sercem na dłoni.
W wielkim smutku, lecz łez nie roni.
Wspaniała, piękna, radosna.
Roztacza wokół siebie czar.
Daje ludziom tyle dobra.
To w życiu największy dar.
Przygody dzielnej dziewczynki.
Bardzo wzruszają mnie do łez.
Gdy jestem w trudnej sytuacji.
Znajduję dobre strony też.
Ulubionych książek mam kilka. Lecz tutaj mogę wskazać tylko jedną. Dlatego wybiorę:
– tę która wzbudziła we mnie i nadal podsyca najwięcej emocji;
– tę która nauczyła mnie najwięcej podczas wchodzenia w dorosłe życie;
– tę do której w chwili obecnej mam największy sentyment oraz wiem, że gdy do niej wrócę (nawet po raz „enty”), to i tak nauczy mnie czegoś nowego, gdyż patrzę teraz inaczej niż kiedyś na życie.
„Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnetta, to książka z dzieciństwa, której zawdzięczam najwięcej.
Wymienię teraz tylko to co najważniejsze:
– nigdy się nie poddawać- nawet gdy śmierć zagląda w oczy;
– każdemu człowiekowi należy dać szansę, spróbować poznać jego historię, zastanowić się jaki jest powód dla którego odtrąca innych oraz dlaczego unikają go ludzie;
– nie bać się ciekawości nieznanego, a nawet zakazanego. Żyć chwilą obecną i podejmować decyzje otwierające się na nowe przygody;
– rozwiązaniem tego czego szukamy, tego co nam może wskazać właściwą drogę- może być coś niepozornego, coś co może łatwo nam umknąć. W książce wyznacznikiem właściwej drogi okazał się mały ptaszek;
– gdy posłuchamy głosu serca, to nawet szarość otaczającego nas świata przerodzi się w coś pięknego. Tak jak zapomniany ogród, odkryty na nowo, zmienia się w tętniejące kolorami i życiem niezwykłe miejsce;
– przyjaźń może się zrodzić z czegoś dla Nas absurdalnego, połączyć ludzi dzięki czemuś tajemniczemu- dającemu obietnicę przygody. By na końcu scalić więź na całe życie.
Właśnie dlatego, gdy mam chwilę zwątpienia to otwieram tą książkę- pełną tajemnic i trudnych uczuć, by przypomniała mi jak pokonać chwilową trudność życia. Przepis jest prosty: miłość, przyjaźń, czar piękna i jeszcze więcej przygód.
Witam. Rzeczywiście pięknie wydana książka! Właśnie wypożyczyłam razem z córką i zauroczyły mnie ilustracje. Tak delikatnie jak u Beatrix Potter. Liczę, że zachwyci nas też treść :) Pozdrawiam. Magdalena Węgiel