Kiedy na świat przyszło nasze pierwsze dziecko – upragniona córeczka, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia (leki podane podczas cesarskiego cięcia chyba jednak nieco otępiają zmysły), ale z godziny na godzinę moje serce wypełniało się coraz to bardziej miłością, która w końcu eksplodowała i zalała mnie całą od stóp do głów. Zapach małej główki, widok malutkich paluszków i ta jej niezwykła kruchość sprawiały, że nie liczyło się nic więcej. Tylko Ona.
Po kilku latach zapragnęliśmy powiększyć naszą rodzinę. Od zawsze planowaliśmy, że będziemy mieć więcej dzieci, więc było to tylko kwestią czasu. Decyzja o drugiej ciąży była więc w pełni świadoma i przemyślana. A jednak całą drugą ciążę drżałam ze strachu i biłam się z myślami – czy to była dobra decyzja? Czy kolejne dziecko, synka zresztą, pokocham tak samo, jak moją ukochaną, małą księżniczkę? Myślałam, że nie, co nie raz doprowadziło mnie do łez.
A jednak me serce zabiło mocniej na widok tego drugiego małego człowieka. Miłość magicznie się pomnożyła i kolejny raz upijałam się tym niezwykłym uczuciem. Cieszyłam darem, jakim jest macierzyństwo, choć lekko z dwójką nie było. Pewnie nikogo nie zaskoczę, ale dokładnie tak samo było z trzecim dzieckiem, naszym najmłodszym synkiem. Myślę więc sobie, że serce matki nie jest naczyniem, które można napełnić po brzegi miłością i już, koniec, więcej się nie zmieści. Serce matki jest bezkresne i bezgranicznie potrafi kochać. Bo jak to mawiają – miłość się mnoży, a nie dzieli.
Mimo wszystko, kiedy ktoś mnie zapyta, czy kocham moje dzieci tak samo, odpowiem, że nie. Bo ja nie kocham ich jednakowo. Każde z moich dzieci kocham inaczej choć wyjątkowo, tak jak oni są zupełnie inni od siebie i wyjątkowi. Nikogo nie kocham najbardziej, nikogo nie kocham najmniej. A moja miłość do nich zmienia się z czasem, ewoluuje.
Bo czyż nie kochamy inaczej noworodka? Tak bardzo zależnego od nas 24h na dobę, nierozumiejącego niby nic, a czującego tak wiele. Dla którego całym wszechświatem jest mama, jej ciepło, zapach, głos. Czekając na pierwszy uśmiech, pierwszy krok, pierwsze słowo… Nieco inaczej kochamy przecież kilkulatka ciekawego świata, przytulającego nas małymi lepkimi rączkami i mówiącego „kofam cię mamo”. Zachwycającego się spadającym listkiem i skokiem w kałużę.
Jeszcze inaczej kochamy dziecko w wieku szkolnym czy nastolatka, z którym wspólnie możemy realizować pasje, wymieniać się poglądami; dla którego jesteśmy nieocenionym wsparciem w trudnej drodze dojrzewania. Do tego dochodzi złożoność charakterów dzieci, ich odmienne potrzeby i to, jacy my sami jesteśmy i jak zostaliśmy wychowani. Wszystko to, co nas łączy i dzieli.
Kiedyś moja najstarsza córka zapytała mnie, czy kocham ją bardziej od braci. Odpowiedziałam, że „nie, każdego z Was kocham mocno i bezwarunkowo, ale Ciebie kocham najdłużej…”.
Miłość do małego dziecka jest też zazwyczaj prostsza. Kiedy zaś nasze dziecko dorasta i zaczyna sprawiać problemy nasza miłość musi często spełnić coraz to większe oczekiwania, stawić czoło nowym wyzwaniom. Z drugiej strony mimo ogromu matczynej miłości ciężko jest nie faworyzować jednego z dzieci. Tego mniej kłopotliwego, grzeczniejszego, spełniającego nasze oczekiwania. Podczas gdy to tym pozostałym dzieciom zazwyczaj bardziej jesteśmy przecież potrzebni. Dlatego miłość rodzicielska wymaga też od nas pracy nad sobą i ogromnej samoświadomości.
Ta najtrudniejsza rodzicielska miłość czyli miłość do nastolatka wciąż przede mną. I to razy trzy. Ale wiem, że będzie to kolejne niezwykłe doświadczenie dla mnie, jako mamy. Dla mnie, jako człowieka. Bo zawsze będę kochać moje dzieci mocno i bezwarunkowo.
23 komentarze
ciekawe spojrzenie, nigdy tak na prawdę jeszcze nie miałam okazji się nad tym zastanowić, bo dopiero za kilka dni pojawi się na świecie moje pierwsze dziecko. Pewnie niedługo przypomnę sobie Twoje słowa
Każdy etap życia niesie ze sobą inny rodzaj miłości…
Bardzo dobrze napisane i chyba rzeczywiście miłość do nastolatka będzie najtrudniejsza miłością… Przede mną razy 4 jeśli Cię to coś pocieszyć
Jak pięknie to napisałaś <3 sama lepiej bym tego nie ujęła w słowa… też mam trójkę cudownych pociech i każde z nich jest inne, tak bardzo różne od siebie… i często sobie myślę, że chyba ta najtrudniejsza miłość przede mną ;-)
Wypowiedziałaś głośno to, co w głowie każdej (lub chociaż wielu) z Mam!
Ja po cesarce przez kilka dni uczyłam się miłości. Bo choć dzieci wyczekane i ukochane, to poznałam je dopiero po 4 dniach od porodu.
Choć rosną razem, łeb w łeb, dzień w dzień to też kocham każdego z Bliźniaków inaczej :)
Każde dziecko jest inne, więc chyba nie da się kochac jednakowo? :)
Każde dziecko kocha się inaczej, bo każde jest inne. Można moim zdaniem kochać je równie mocno, ale inna miłością.
Fajny tekst, poniekąd się z tym zgadzam. ;-)
Na każde dziecko patrzymy inaczej z inną miłością, w każdym dostrzegamy coś innego, jednak kochamy równie mocno.;-)
Dziecko się zmienia i zmienia się miłość matki. Przyznaję, że moje starania o drugie dziecko bardzo się przeciągają, to często pojawia się pytanie – czy na pewno pokocham drugie dziecko, tak jak pierwsze?
Jestem mamą 3-letniego chłopca, a niebawem na świecie powitamy kolejnego synka. Mam podobne obawy, choć ja bardziej zastanawiam się, czy nie „zaniedbam” emocjonalnie pierwszego dziecka. Niemowlę będzie potrzebowało więcej uwagi i zaangażowania. Ale już teraz, choć maleństwo jeszcze w brzuchu, to obu synków kocham bardzo mocno ;)
Ja mam jedno dziecko, niemal 4 letniego synka i często sobie właśnie myślalam … że jak to będzie, jeżeli na świecie pojawi się drugie dziecko? Czy też je pokocham w równym stopniu jak synka? Ten problem mam już z głowy, bo raczej nie będę miała drugiego dziecka.
Pamiętam, że przed porodem zastanawiałem się, czy pojawienie się na świecie Stasia zmieni intensywność i barwę moich uczuć do mojej żony… Wrzucenie do tego układu kolejnego dziecka musi być naprawdę niezłym game-changerem!
Dziękuję za ten post. Tak bardzo dzisiaj był potrzebny i cudownym zbiegiem okoliczności na niego trafiłam. Jestem mamą 2,5 rocznej córeczki i 5 miesięcznego synka. Na początku ciąży bałam się czy pokocham drugi dziecko tak jak pierwsze, a teraz czasem mam poczucie winy,że miłość do synka przychodzi jakoś łatwiej,bo jest takim małym bezbronnym człowieczkiem,który najbardziej na świecie potrzebuje mamy,a córeczka teraz wkracza w nowy etap, buntującego się, szukającego granic i testującego cierpliwość bardziej wymagającego kilkulatka. Teraz choć trochę bardziej czuję,że to jednak normalne.
Tyle czytałam o tym, że każde dziecko kocha się równie mocno, a mimo to ogromnie się bałam, że synka nie pokocham choć w połowie tak jak pokochałam jego starszą siostrę. Mały pojawił się na świecie, a ja zwariowałam na jego punkcie. Do tego stopnia, że zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że córkę kocham mniej. Ale po przemyśleniach całkiem niedawno doszłam do takich wniosków, o jakich Ty tutaj piszesz. To normalne, że miłość się zmienia, podobnie jak w małżeństwie – najpierw jest zakochanie i euforia, które z czasem zamieniają się w coś spokojnieszego, ale za to pewnego i stabilnego. I masz rację – miłość do nastolatka będzie dopiero wyzwaniem….
Ciekawe spostrzeżenia:)
Urokiem macierzyństwa jest nieustanne stawianie sobie tego samego pytania, stąd ogromne brawa dla Ciebie, za takie dojrzałe podejście i bardzo trafną odpowiedź dla najstarszej córeczki. Pozdrowienia dla całej gromadki! :)
Przynajmniej napisałaś prawdę :)
Nie widzę nic złego w tym, aby kochać własne dzieci na różne sposoby. To w końcu różne osoby. Wiek to jedno, ale charaktery drugie ;-)
Miłość jest różna. Nie ma nic w tym złego, że bliższe jest rodzicowi jedno dziecko. Ważne, żeby drugie nie żyło w poczuciu tego, że jest mniej kochane.
Bardzo mądry wpis.
Zawsze byłam zdania, że dzieci nie kocha się tak samo . W końcu każdy jest inny, ma inne emocje i sposoby ich okazywania, a sytuacja w rodzinie też potrafi dynamicznie się zmieniać. Do każdego dziecka podchodzi się indywidualnie – i z miłością jest podobnie, co często obserwowałam na przykladzie moim i mojej siostry.
Bo mówienie, że dzieci kocha się jednakowo to taki wyświechtany slogan.
Bardzo ładnie napisane. Mądre słowa, które wielu rodziców może sobie wziąć do serc. Sama nieraz zastanawiałam się nad tym czy swoje dzieci kocham jednakowo, przecież są tak różne, ale to właśnie najlepsze określenie kocham inaczej, ale równie mocno,